- Mówiłaś, że mniej
więcej wszystko rozwiązałaś, prawda? - zapytał Gajeel, marszcząc
przy tym czoło. Byłam lekko oszołomiona porządkiem w jego
mieszkaniu, ponieważ myślałam, że każdy facet to flejtuch. Tak
samo jak Noe albo mój ojciec. Także nie spodziewałam się raczej
idealnie ułożonych książek, czy chociażby uporządkowanych
ubrań. Nie należy oceniać książek po okładce, czyżbym
pochopnie nadała mu plakietkę diabła?
- Nie do końca. Brakuje
mi zeznań Kagury i Lyona, żeby poskładać to lepiej niż teraz –
mruknęłam speszona obecnością brata.
- Nieważne, mów co wiesz
– oznajmił. Zaczęłam świdrować wzrokiem braciszka. To są
sprawy magów, więc nie powinien tu być. Niedoświadczonych co
prawda, ale jednak magów. Cywile od lat nie mogą się w nie
mieszać. On tylko wzruszył ramionami, tak jakby mu wszystko
wisiało. Prychnęłam. Gajeel przy nim jest aniołkiem. I z jakiegoś
powodu taka myśl mnie śmieszy.
- Można powiedzieć, że
wszystkie dotychczasowe wydarzenia mają powiązanie. A ściślej
mówiąc osobę z nimi związaną – zaczęłam z podekscytowaniem.
- Możesz wreszcie
powiedzieć jaką? Od razu przejdź do rzeczy, bo zbyt się nad tym
rozwodzisz – wtrącił Redfox. Noe poklepał go po plecach.
- Nie przejmuj się, ona
tak po prostu ma. - Zabiję ich. Zabiję ich obu, a później ukryję
w naszym ogródku. O ile mamy ogródek.
- Zeref – wymamrotałam
z lekko urażoną dumą.
- Ten czarny mag? - spytał
czarnowłosy.
- Tak, ten czarny mag –
odpowiedziałam, starając się ignorować brata, który poprawiał
swojego błękitnego irokeza. No i niegrzecznie zaglądał do każdego
zakamarka mieszkania gospodarza. Muszę zapytać później matkę dlaczego wyrósł na takiego lalusia.
- Pamiętasz jak
zaatakowała mnie kukiełka? - Starałam się kontynuować część
wyjaśnień. O ile się nie myliłam, to co ma ze sobą związek jest
bardzo ważne.
- Raczej trudno o tym
zapomnieć. Tamtego dnia dowiedziałem się, że jestem pomiotem
szatana, diabła i nie wiadomo czym jeszcze – mruknął Gajeel,
czułam, że zaczynają mnie piec policzki.
- Ciągle powtarzała coś
o Zerefie, że wszystko idzie zgodnie z planem i robiła to dokładnie
tak jakby z nim rozmawiała. To cud, iż wytrzymałam tak długo pod
wpływem jej magicznych mocy. Później urwał mi się film i tu
wkraczasz ty, Gajeel. Muszę mieć lepszy obraz sytuacji. Czy
zanotowałeś coś szczególnego kiedy byłam nieprzytomna?
Oczywiście mam na myśli tamten dzień. - Wbrew pozorom te pytania
są bardzo ważne. Dzięki temu będę miała lepszy pogląd na
sytuację.
- W sumie to było takich
kilka. Rozwalony salon, miotły na podłodze, skrzypiące mocniej
niż zazwyczaj schody i podejrzenia wobec konkretnej osoby.
Oczywiście zapach... Moment. No tak zapach! - Prawie zapomniałam,
że smoczy zabójcy mają nadnaturalny węch.
- Jaki był to zapach?
Potrafisz go określić słowami? - zapytałam.
- Lód, proszek i jedwab –
powiedział. Miałam ochotę wrzeszczeć. Chociaż... Lód? Proszek?
Tak, dokładnie te dwie opcje pasują, ale co miałby do tego jedwab?
- Kogo podejrzewałeś? -
W sumie to się domyślałam, ale trzeba mieć tą pewność.
- W pierwszej chwili
myślałem, że to Blair Haodyn, no wiesz ex Graya.
- Ta sama, przez którą
emuje? - wtrącił Noe.
- Tak ta sama –
odpowiedzieliśmy równocześnie poirytowani.
- Dzięki za wskazówki.
Mogę mniej więcej poskładać o wiele lepiej wszystkie wydarzenia.
- Myśl Levy! Pomyśl intensywniej. Skup się! Skup! Jeżeli coś
pominiesz będzie źle!
- Od Kagury słyszałam o
zaginięciach magów w katedrze Cardia. Nie mam zbyt wielu
informacji, ale wiem, że owe zaginięcia odwracały naszą uwagę od
fałszywej rady. Prawdopodobnie planowano to latami, inaczej nie
poszłoby im, aż tak dobrze. Wadliwie faza ta szybko się zakończyła
przez Kagurę i Lyona, którzy wyłapali sprawców w ekspresowym
tempie. - Tak na początek sprawa odbywająca się w Katedrze Cardia. Dlaczego wielu doświadczonych magów poległo, pomimo że mieli większe doświadczenie niż Kagura czy Lyon?
- Czyli przynajmniej wiemy, że nasz przeciwnik ma anielską cierpliwość - prychnął Gajeel i przewrócił oczami. Niezrażona jego zachowaniem postanowiłam kontynuować temat.
- Ponieśliśmy jednak klęskę na tym polu, ponieważ straciliśmy część doświadczonych magów, bo są uwięzieni w jakimś nieznanym nam rodzaju lodu. Natomiast mistrzowie muszą przekazać sprawę radzie. Jeżeli już to zrobili nic niestety nie wskóramy - westchnęłam zdemotywowana. Pewnie już to zrobili, a jeżeli naszym przeciwnikiem jest rada ponieśliśmy klęskę w pierwszej bitwie.
- Trzeba założyć, iż mistrzowie mogą z nią współpracować świadomie. Pamiętacie? Zaginięcia odwracały skutecznie naszą uwagę od pewnych skandalicznych postanowień rady, które w tamtym czasie zostały wprowadzone. Niestety nie przewidziała ona, że ich pionki zostaną tak szybko wyłapane, więc musiała przyśpieszyć swoje działania. Efektem tego wszystkiego była kukiełka, która zakradła się do mojego domu, żeby przekazać informacje. Prawdopodobnie uważali, że dom będzie akurat pusty. Co prowadzi do prostego wniosku, prawdopodobnie w naszym otoczeniu jest szpieg. - Przerwałam ja też kiedyś muszę porządnie odetchnąć i wziąć łyk kawy lub herbaty.
- Czyli przynajmniej wiemy, że nasz przeciwnik ma anielską cierpliwość - prychnął Gajeel i przewrócił oczami. Niezrażona jego zachowaniem postanowiłam kontynuować temat.
- Ponieśliśmy jednak klęskę na tym polu, ponieważ straciliśmy część doświadczonych magów, bo są uwięzieni w jakimś nieznanym nam rodzaju lodu. Natomiast mistrzowie muszą przekazać sprawę radzie. Jeżeli już to zrobili nic niestety nie wskóramy - westchnęłam zdemotywowana. Pewnie już to zrobili, a jeżeli naszym przeciwnikiem jest rada ponieśliśmy klęskę w pierwszej bitwie.
- Trzeba założyć, iż mistrzowie mogą z nią współpracować świadomie. Pamiętacie? Zaginięcia odwracały skutecznie naszą uwagę od pewnych skandalicznych postanowień rady, które w tamtym czasie zostały wprowadzone. Niestety nie przewidziała ona, że ich pionki zostaną tak szybko wyłapane, więc musiała przyśpieszyć swoje działania. Efektem tego wszystkiego była kukiełka, która zakradła się do mojego domu, żeby przekazać informacje. Prawdopodobnie uważali, że dom będzie akurat pusty. Co prowadzi do prostego wniosku, prawdopodobnie w naszym otoczeniu jest szpieg. - Przerwałam ja też kiedyś muszę porządnie odetchnąć i wziąć łyk kawy lub herbaty.
- Szpieg? W takim razie kim może być? -
Padło oczywiste pytanie. Nawet nie wiem kto je zadał.
- I tu wkraczasz ty, Gajeel. Przypomnij sobie dzień, w którym zaatakowała mnie kukiełka – mruknęłam, czując nieprzyjemną suchość
w gardle.
- Och, czaję. Zastanowię się nad tym. Nudzi mnie już ta dyskusja, a akcję w szkole
znam na pamięć. Nie musimy teraz o tym rozmawiać i tak
zdradziliśmy za dużo cywilowi – powiedział czerwonooki.
Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.
- Noe, mógłbyś wyjść?
Musimy porozmawiać na osobności – westchnęłam ciężko.
Przeszkadzał nam w wymienieniu kilku uwag.
- Mógłbym, ale musisz
sprzątać mój pokój przez trzy miesiące – rzucił z cynicznym
uśmiechem, pokazując mi trzy palce. Bezczelność! Mógłby chociaż
umyć ręce! Ech, chyba trzeba się zgodzić na te warunki.
Przytaknęłam. Wolałabym, żeby nie wtajemniczał w tą sprawę
rodziców.
Gajeel poszedł wskazać mojemu bratu
drzwi i po raz pierwszy nie miałabym nic przeciwko, żeby palnął
jakąś ze swoich głupich uwag. Mojemu bratu przydałby się taki
zimny prysznic.
- Zaczynam cię rozumieć.
Masz ciężko kolego – usłyszałam i miałam zamiar kogoś
rozerwać. No nie! Każdy z osobna jest irytujący! I jeszcze będą
mi tu siły łączyć? Mowy nie ma. Coś się wymyśli. Wdech,
wydech, wdech, wydech. Uspokój się. Od kiedy są w takich dobrych
stosunkach? Czyżbym faktycznie coś przegapiła?
Po wyjściu brata
zauważyłam, że moja kawa się skończyła. Westchnęłam. A tak
chciało mi się pić. Przygryzłam wargi. Jedwab, jedwab. Kto
mógłby z mojego otoczenia nosić jedwabne ubrania? Juvia? Odpada. Z
tego co wiem pochodzi z ubogiej rodziny i utrzymuję się sama. Nie
zarabia zbyt dużo, więc noszenie jedwabnych ubrań sprawiłoby, że nie miałaby z czego wyżyć. Erza?
Nie, co prawda ma jedną jedwabną suknię, ale praktycznie chodzi
cały czas w zbroi. Kagura? Też odpada. Nie przepada za radą,
policjantami i ludźmi, którzy wykonują podobne zawody. W Magnolii
takie organy nie są zbyt dobrze zorganizowane. Gajeel? Wyeliminowany. Z
oczywistych względów. Chwila... Jest taka jedna osoba, która może
sobie pozwolić na takie ubrania. To takie oczywiste! Cholera!
Myślałam, że nigdy z nią nie będę musiała normalnie rozmawiać.
- Lucy – wysyczałam
bezgłośnie i właśnie w tym momencie do salonu powrócił Gajeel.
- Czy coś się stało? -
mruknął. Wzruszyłam ramionami. Niby co się mogło stać przez
trzy minuty?
- Nie, dosłownie nic.
Chcesz zapytać czemu przepisałam inne zapiski z tamtej biblioteki,
prawda? - Raczej zgadywałam, bo nigdy nie mogłam rozgryźć co
siedzi w głowie Gajeela Redfoxa.
- Dokładnie. Czemu
przepisałaś jakieś zapiski, które nie miały nic wspólnego ze
Spec Misją? - Przewróciłam oczami. Trudno będzie mu to
wytłumaczyć.
- Dla poznania prawdziwej
historii magii i przy okazji znalezienia zapisków założycielki
Fairy Tail, która może mieć coś wspólnego z obecnymi
zdarzeniami. Wie jak je powstrzymać. Nasza teoria była logiczna,
ale teraźniejsza pasuje o wiele lepiej. Wtedy myśleliśmy, że rada nie miała żadnych szpiegów, ponieważ kontrolowała miasto. Nikt jednak nie powiedział, iż jest to niemożliwe. Dlatego muszę znaleźć te zapiski przed upływem
dwóch miesięcy – mruknęłam cicho.
- Tss... Gdybyś
powiedziała od razu, zaoferowałbym pomoc. K-r-a-s-n-a-l-u. To kiedy
włamanie? - Słucham? A! Już chyba wiem o co chodzi...
- To nie jest dobry pomysł
– powiedziałam zdenerwowana.
- A masz jakiś inny? -
Przeklinam mój niewyparzony język! Przeklinam.
- Nie. Akcja będzie pojutrze. Aha. Zbierz przynajmniej cztery osoby do
tej misji – warknęłam, odpłacając się za wrobienie w Spec
Misję – No to cześć – dodałam i wyszłam z jego mieszkania.
Co
do jutra... Szykuję się poważna rozmowa z pewną blondynką,
której imienia dziś nie mam już ochoty wymawiać. Zamknęłam oczy
rozkoszując się kołysanką śpiewaną przez wiatr i powoli bym
odpłynęła gdybym nie usłyszała melodii. Melodii, która
oznajmiała, że ktoś do mnie dzwonił. Kliknęłam zieloną
słuchawkę oraz przyłożyłam do ucha.
-
Halo, Levy? - Usłyszałam głos Juvii.
-
Juvia, coś się stało? - zapytałam zaniepokojona. Nie brzmiała za
dobrze.
-
Panienko Levy, Juvia prosi, żeby jej pomóc! - Łkanie było coraz
wyraźniejsze. W tej chwili nie ma czasu na wahanie.
-
Już do ciebie gnam, powiedz tylko gdzie jesteś?
-
Juvia jest przy sklepie Run&Sun – mruknęła, a ja się
rozłączyłam i zaczęłam tam biec.
*Juvia*
Podenerwowana
czekała na panienkę Levy. Musiała się podzielić z kimś swoimi
wątpliwościami. Inaczej oszalałaby z rozpaczy. List, który
zostawiła jej siostra jest niepokojący i przede wszystkim gdzie się
podział brat Juvii? A jeśli pożarły go lwy? Albo przytrzymują go
gdzieś bez żadnej żywności lub wody? Czarne myśli nawiedzały
ją co minutę. Miała zabić Aishę? Starszą siostrzyczkę, która
pokazała dobre i złe strony tego świata. Nie może tego dokonać,
bo wie, że to jest sprzeczne z jej wartościami. Dlaczego po tylu
latach się ujawniła, no i czemu pragnie wbicia ostrza z ręki
Juvii? Juvia nie miała bladego pojęcia. I właśnie dlatego
poprosiła o pomoc Levy, która jest troszkę bystrzejsza niż ona.
Co nie znaczy, że Juvia nie umie logicznie myśleć, wręcz
przeciwnie.
-
Juvia, gdzie jesteś? – usłyszała głos Levy i pomachała, żeby
mogła ją dostrzec.
-
Juvia jest tutaj! - krzyknęła z całych sił. Musiała pilnie się
komuś zwierzyć, by stłamsić uczucie niepokoju. Levy do niej
podbiegła cała potargana, zdyszana oraz miała pogniecione ubrana.
Juvia się zawstydziła. To przez nią panienka Levy nie wyglądała
najlepiej.
-
Co się stało? Wyglądasz koszmarnie! - Przy okazji panienka Levy
jest niebywale szczera, co w sumie Juvia sobie ceni.
-
Juvia dostała to od siostry. Jest zaniepokojona i prosi panienkę
Levy, żeby pomogła sprawdzić co się z nią dzieje oraz cel Aishy
Lockser – mruknęła, poprawiając cylinder.
-
Nie wygląda to najlepiej. Bynajmniej dlaczego chciałaby, żebyś ją
zabiła? To jest podejrzane – oznajmiła rozmówczyni Juvii.
-
Juvia to wie i właśnie dlatego prosi panienkę Levy o pomoc. Sama
sobie nie daję rady z tym wszystkim. Potrzebuję kogoś do pomocy,
by mogła odnaleźć siostrę i zażądać wyjaśnień. Jednakże
Juvia widzi, że dręczy również coś panienkę. Może Juvia
pomogłaby panience? - zapytała, ponieważ była bardzo wdzięczna
panience Levy za obronę i za teraźniejszą pomoc.
-
Nie, nie spokojnie. Nie ma takiej potrzeby. Mój problem to przy
twoim blaknie niczym żółtko jajka, Juvio – powiedziała i
przytuliła Juvię. Juvii zrobiło się jakoś dziwnie ciepło,
czyżby miała gorączkę?
-
Juvia dziękuję. Juvia się za to kiedyś odwdzięczy, a teraz
odprowadzi panienkę Levy do domu. Czy może liczyć, że panienka
pomyśli nad tą wiadomością razem z nią? - spytała z nadzieją w
głosie.
-
Obiecuję, że dowiem się czegokolwiek o twojej siostrze. I nie ma
takiej potrzeby. Mój dom jest niedaleko – zaśmiała się i
odbiegła, odrywając się od Juvii. Kiedy poszła znów zaczął
padać deszcz, natomiast jej do głowy przyszła tylko jedno na myśl.
Panienka Levy jest aniołem stróżem Juvii.
Samotnie
wracając do domu pod wieczór rozmyślała o swej siostrze, no i
miłości. W sumie widziała go tylko dwa razy, więc nie jest w
stanie określić jakichś dokładniejszych uczuć. To chyba miłość.
Chyba. Juvia nie jest dostatecznie tego świadoma. Biorąc wszystko
pod uwagę musi odłożyć uczucia na bok, by nie zostać odrzucona.
Ale... Juvia... Juvia tak nie potrafi. Najpierw się upewni czy
faktycznie może znów kogoś pokochać.
I
gdy tak sobie spokojnie szła pośród deszczu wpadła na swój
obiekt westchnień. Niestety się przewróciła oraz poplamiła swą
błękitną sukienkę. Serce Juvii zabiło nadspodziewanie mocniej,
tak jakby mogła wyczuć kto się przed nią pojawi. Nic dziwnego, że
nie była zaskoczona kiedy poczuła jego uścisk dłoni, który
pomógł jej wstać.
-
Juvia przeprasza. Nie chciała zrobić krzywdy paniczowi Grayowi –
mruknęła speszona i otrzepując się z kurzu odwróciła wzrok.
-
Nic się nie stało. I tak ty bardziej ucierpiałaś. Wszystko w
porządku? - usłyszała jego głos. Zdawało się, że jest ideałem,
choć to było sprzeczne z jej podejściem do relacji międzyludzkich.
-
Tak. Juvii nic nie jest. Może wiedzieć co panicz Gray robi tutaj
tak późno? - spytała zanim zdążyła się ugryźć w język.
Przyjrzała się jego ciemnoniebieskim oczom i hebanowym włosom,
które aktualnie były zaniedbane. Nie spał pewnie od kilku dni, ale
nadal jest przystojny. I czemu Juvii wydaję się, że zaraz
eksploduję jej serce? Hę? To dziwne. Czyżby Juvia była chora?
-
To dobrze. Szukam kogoś. Równie dobrze sam mógłbym ciebie o to
zapytać – powiedział, a ona poczuła zawstydzenie.
-
Juvia też kogoś szukała. Teraz wraca do domu – oznajmiła ze
spuszczonym wzrokiem i się zachwiała. Zdecydowanie było coś z nią
nie tak, ponieważ zaczęło nią bujać. Przymknęła powieki
osuwając się na ziemię i nie pamięta co było dalej.
*Kagura*
Dziś
jechałam odebrać tego dzieciaka z komisariatu. Podobno odrobił już
wszystkie godziny prac społecznych i zgodnie z obietnicą ma ze mną
zamieszkać. W pewien sposób ośmiolatek wydawał się wiedzieć
więcej niż niejeden detektyw prowadzący śledztwo. Co prawda
wieczorna pora nie była odpowiednia na takie jazdy, lecz podczas
trwania dochodzenia mam ręce pełne roboty. Lyona ze mną wyjątkowo
nie było. Był irytujący, lecz przyzwyczaiłam się do jego częstej
obecności. Szkoda tylko, że ciągle paplał o swej miłości do
Juvii, zamiast pomagać mi w robocie.
- Ly... – zaczęłam,
jednak urwałam w połowie. Zwracanie się do niego weszło mi po
prostu w nawyk. Muszę go jakoś przełamać, bo po zakończeniu
zlecenia wrócimy do swoich gildii. Zatrzymałam powóz zauważając
w oddali Aidena Blackstara. Przy nim stał ośmiolatek, który
niedawno pokonał przynajmniej ze stu starszych od siebie magów.
Przerażające. Ja w wieku ośmiu lat dopiero uczyłam się obchodzić
z mieczem i dostawałam bęcki od mojego nauczyciela. Może być
nawet potężniejszy od Erzy, oczywiście kiedy trochę podrośnie.
Przyjrzałam się mu
uważniej. Za pierwszym razem nie zwróciłam, aż takiej uwagi na
jego wygląd. Wtedy mogłam, przecież stracić życie! Odczuwałam
jak buzuje we mnie adrenalina i skupiłam się na przeżyciu oraz
znokautowaniu przeciwnika. Za drugim razem potrzebowałam informacji,
więc z nim handlowałam. Dla niego było to złagodzenie wyroku do
maksimum, natomiast dla mnie bardzo ważne informacje. Nawet jeśli
się przyglądałam mu wtedy to tylko przelotnie. Teraz zrozumiałam.
Za pierwszym razem był w płaszczu, za drugim w przebraniu. Nie
chciał, żebym za szybko poznała jego wygląd. Sprytnie.
Jedna rzecz się tylko nie
zmieniła, jego kocie zielone tęczówki były puste. W sumie to mnie
najbardziej martwiło. Zabijanie innych w wieku ośmiu lat? Za tym
musi się kryć jakaś trauma. Zmrużyłam oczy, żeby nie pominąć
żadnego szczegółu. Krótkie rozwichrzone blond włosy, natomiast
jego trupia karnacja odstraszała wszystkich starszych przechodniów.
Pomijając trochę pyzatą twarz mogę stwierdzić, iż w przyszłości
będzie z niego niezłe ziółko. Jak miał na imię? Chyba Shane.
Wyszłam z powozu i siląc się na uśmiech podeszłam do nich.
- Hej, dawno się nie
widzieliśmy – mruknęłam na powitanie.
- Hę? A to nie było
zaledwie kilka dni temu? - spytał z cynicznym uśmieszkiem –
Jednak patrząc na nagły wzrost w pewnych miejscach... Faktycznie
nie widzieliśmy się dawno – dodał. Ten mały bachor... Coś
czuję, że w moim życiu rozpoczyna się bardzo ciężki etap.
Bardzo ciężki. Tylko jak ja to zrobię? Nie mam bladego pojęcia o
wychowywaniu dzieci, a tym bardziej takich, które w przeszłości
zabijały.
- Widzę dzieciaku, że na
początek ustalimy hierarchię osób, które musisz słuchać.
Najwyżej później nauczymy cię dobrych manier, bo ja przynajmniej
mam się czym pochwalić. Załapałeś już? To nie będzie zwykłe
wychowywanie, obiecuję, że zapamiętasz to do końca swego życia
– odpowiedziałam spokojnie i uniosłam przy tym jedną brew.
Posłałam mu również jeden z swoich uśmiechów, który z
niewiadomych przyczyn postawił go do pionu.
- To uśmiech wiedźmy –
szepnął cicho. Chwyciłam go za ucho i poprowadziłam z powrotem do
powozu. Ugh... To będzie dla mnie ciężki okres, ale dla tego
dzieciaka będzie jeszcze cięższy. Uhuhuhu, być może nie będzie
tak źle jak myślałam.
*
Levy *
Starałam wszystko sobie
poukładać. Dzisiejszy dzień albo raczej wieczór był ciężki.
Najpierw rozmowa z bratem i Gajeelem, natomiast później telefon od
Juvii. Jestem padnięta! Chętnie bym się przespała, ale jest
jeszcze jedna rzecz, którą muszę zrobić. Byłam naiwna jeśli
chciałam przełożyć to na jutro. Muszę z nią porozmawiać. Jak
inaczej mogę się dowiedzieć prawdy? A co jeśli popełniłam jakiś
błąd i moje wszystkie przypuszczenia są błędne? To mogłaby być
katastrofa. Podjęłam decyzję. Wzięłam głęboki wdech, by
następnie wypuścić powietrze. Znałam konsekwencje mojej decyzji.
Pomimo tego, że otworzy ona moje stare rany ja muszę wiedzieć! A
jeśli tylko ona zna całą prawdę i tak mnie to czekało. Dlaczego
akurat w chwili gdy nie jestem na to gotowa? Pragnę zemsty... Nie
głupiego dialogu o przeszłości.
Biegłam jak najszybciej
mogłam, żeby mieć to już za sobą. Znałam tą okolicę jak
własną kieszeń. Dom Lucy wcale się nie zmienił. Nadal to był
wielki pałac rodem z horrorów. Zadzwoniłam do drzwi, lecz pomimo
późnej pory to właśnie panienka Lucy je otworzyła. Jej orzechowe
oczy wyrażały pogardę w stosunku do mojej osoby. Cała postać
blondynki była wulgarna. Jednakże coś było nie tak. Jakby zaszła
w niej jakaś zmiana, która przypominała mi o starej wersji
Heartfilli. Czyżby nawet w niej narodziły się ludzkie uczucia?
Nagle dostałam niemiłego dla mnie olśnienia. Czyżby ona tylko
grała taką osobę? Jeżeli tak jest to jej gra aktorska jest
naprawdę świetna. Przełknęłam ślinę, bo właśnie uświadomiłam
sobie, że ja w maskowaniu swoich uczuć znacząco z nią przegrywam.
Zanim się zemszczę muszę osiągnąć co najmniej ten sam poziom.
- Musimy porozmawiać.
Jeśli twierdzisz, że nic nie masz wspólnego z tą sprawą zawsze
możesz odmówić. - Czułam jak powietrze wokół nas robi się
coraz cięższe. Lucy uśmiechnęła się drwiąco, tak jakby nie
zamierzała nic zdradzać. Jednakże postawa dziewczyny, pomimo miny
na twarzy wyrażała zupełnie coś innego. Blondynka zrobiła ruch
ręką, który zapraszał do wejścia.
- Jeśli to takie pilne
zapraszam. Levy, Levy... Nic się nie zmieniłaś. I tak musiałybyśmy
porozmawiać, więc nie próbuj się wykręcać jakąś tam sprawą.
Nic o niej nie wiem i mnie wcale nie interesuję. Jednak pewne sprawy
trzeba wyjaśnić, chociażby tą z Juvią, nieprawdaż? - Zdziwiłam
się mocno. Skąd ona niby wie cokolwiek o Juvii?
- Na pewno więcej niż
ty, Levy. Nadal nie widzisz tak oczywistych rzeczy, że wszystko
muszę ci tłumaczyć? Nawet jeślibyś wprowadziła ten śmieszny
plan zemsty, którą mi obiecałaś wtedy w parku nie miałabyś
szans. Po prostu nie masz żadnego dobrego psychologicznego haczyka,
żeby mnie zranić – powiedziała z poważną miną i nagle cała
jej wulgarna postawa zniknęła. Teraz była dumną panią z bogatego
domu, która przeszywając wzrokiem mogła cię nawet zabić.
Zrozumiałam już na czym polegała siła Lucy Heartfilii. Przybrała
ona tak dużą maskę, że ciężko znaleźć jest tą prawdziwą.
Jej postawa cały czas się zmieniała, żeby skołować swojego
rozmówcę. Odetchnęłam. Skoro wiem na czym to polega będzie mi
łatwiej zauważyć podstępne zagrywki podczas rozmowy. Heh, heh,
heh, więc to tak! Mam ochotę się śmiać.
- Psychologiczny haczyk?
Owszem mam jeden i to całkiem skuteczny. Czy może już zapomniałaś
dlaczego tak skończyłyśmy? Nie? To chętnie ci przypomnę, ale to
tylko dwa słowa. Natsu Dragneel. I co? Zaskoczona? Powiem ci dobrą
radę, więc lepiej ją zapamiętaj. Wystarczą te dwa słowa, żeby
każdy w jednej chwili odkrył twoją chorą grę – wysyczałam
złowieszczo. Miałam nawet wrażenie, że mój głos brzmiał nieco
inaczej. Jakbym była drapieżnikiem polującym na swą ofiarę. Ku
mojemu zdziwieniu brązowooka na chwile pobladła, ale szybko
zamaskowała to swoim uśmiechem.
- Ha, ha, ha, ha, ha! Fu,
Fu, Fu, Fu! He, he, he! - Zamrugałam zaskoczona oczami. Takiej
reakcji się nie spodziewałam. To była dziwaczna postawa.Najgorsze było, że ten śmiech brzmiał jak u rasowego
psychopaty.
- Ty chyba nadal nie
rozumiesz Levy. Ten twój haczyk już od dawna jest przereklamowany.
Przez dwa lata używał go każdy kto miał do mnie jakąś urazę.
Wymyśl coś lepszego – oznajmiła chłodno – To twoja ostatnia
szansa. Chcesz rozmawiać na interesujący temat czy stać tak
bezsensu pod drzwiami? - spytała.
Kiwnęłam głową, że
wchodzę rozmawiać na interesujący mnie temat. Przekroczyłam już
próg drzwi. Sama podjęłam taką decyzję, więc nie mogę się
teraz wycofać.
***
Akta:
Aiden
Blackstar
Stopień
Zagrożenia – Najniższy z możliwych.
Aiden
Blackstar jest policjantem, który nie grzeszy inteligencją. Nasza
mała Aisha owinęła go sobie wokół palca, więc znamy większość
działań policji. Niezbyt inteligenty i łatwo się zakochuje.
Wystarczy podesłać jakąś cytatą kobietę i możemy mieć
pewność, że przejdzie na naszą stronę. Jednakże osobnik ten
jest kompletnie bezużyteczny, więc kategorycznie nie radziłabym
tego robić. Nawet nie warto zawracać na niego szczególnej uwagi.
Jest w aktach, ponieważ jest zamieszany w aktualne wydarzenia ni
poza tym. Mam nadzieję, że zastosujesz się do mych rad.
Twoja
R.
Od Autorki:
Miałam niezły ból przy korekcie tego rozdziału. Musiałam rozłożyć monolog Levy, tak by miał choć odrobinę sensu i był łatwiejszy do zrozumienia.xD W każdym razie chyba zrobiłam drobny progres, lecz nie jestem tego pewna. Aktualnie zostało tylko osiem rozdziałów do końca pierwszej sagi, więc rozjaśnię wam w kolejnym rozdziale pewne sprawy i czeka nas rozmowa Lucy vs Levy, która jest praktycznie całym rozdziałem osiemnastym. :D
Mam nadzieję, że coś jeszcze tam pamiętacie i miło się wam czytało ten rozdzialik. -c-c-
Pozdrawiam Lavana Zoro ;)
Od Autorki:
Miałam niezły ból przy korekcie tego rozdziału. Musiałam rozłożyć monolog Levy, tak by miał choć odrobinę sensu i był łatwiejszy do zrozumienia.xD W każdym razie chyba zrobiłam drobny progres, lecz nie jestem tego pewna. Aktualnie zostało tylko osiem rozdziałów do końca pierwszej sagi, więc rozjaśnię wam w kolejnym rozdziale pewne sprawy i czeka nas rozmowa Lucy vs Levy, która jest praktycznie całym rozdziałem osiemnastym. :D
Mam nadzieję, że coś jeszcze tam pamiętacie i miło się wam czytało ten rozdzialik. -c-c-
Pozdrawiam Lavana Zoro ;)
Szykuje się ciekawa rozmowa rywalek. Już było wyjaśnione, dlaczego się pokłóciły? Jeśli tak to nie pamiętam. Rozdział był fajny i wniósł bardziej wątek gruvi! Czasami zjadasz literki, ale po za tym jest dobrze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ślę wenę!
Nom. Muszę przyznać, że kolejny rozdział jest jednym z moich ulubionych w tej sadze. I nie, nie wyjaśniłam tego dokładnie, ponieważ ta kłótnia będzie się ciągnęła przez całe opowiadanie i gdy już wszystko wyjaśnię będzie koniec Kaskady. Jednak takim wstępem był bodajże rozdział szósty, o ile dobrze pamiętam.
UsuńCo do zjadania literek to staram się z tym walczyć. Niekiedy naprawdę je zjadam, a niekiedy zależy to od tego, gdzie poprawiałam rozdział. Czy na lapku, czy na kompie. A poprawiałam na lapku, gdzie klawiatura się mi tnie.xD Jednak na pewno wrócę do wcześniejszych rozdziałów po zakończeniu sagi i postaram się wyeliminować te pozjadane literki. Pewnie wtedy łatwiej będzie mi je wyłapać.
Dziękuję za wenę.
Pozdrawiam Lavana Zoro ;)
. . .
OdpowiedzUsuńCzemu ja coraz mniej rozumiem co tu się dzieje? Mimo wszystko rozdział mi się podobał. Fajnie jest wiedzieć co się dzieje u poszczególnych osób niż tylko jednej gdyż dla czytelnika, to albo odpowiedź na wszystkie pytania albo całkowity zamęt :P Nie mogę się doczekać dokończenia tej sprawy bo chcę w końcu wiedzieć: co? kiedy? gdzie? jak?
Pozdrawiam :D
Bo to rozdział wprowadzający zamęt. I sprytnie przemyciłam tu podpowiedź dotyczącej sprawy "Ataku Kukiełki". ;D A rozmowa z Lucy i jej odpowiedzi jeszcze bardziej namieszają, ale wyjaśni się parę spraw. Sprawa magów zamrożonych w lodzie niedługo zostanie rozwiązana i bohaterowie przeżyją szok. Tak. Chociaż nastawiali się już na to od kilku rozdziałów.xD
UsuńPozdrawiam Lavana Zoro ;)