26 listopada 2014

Rozdział 9 - Prawdziwa Dama.


   Kilka Godzin wcześniej. Kawiarenka. Późny ranek.
*Kagura - Klika Godzin Wcześniej. Kawiarenka, Późny Ranek.*
   - Chodzi o to, że jesteście jedynymi ocalałymi magami po tamtej sprawie, a ich szef to znaczy, ekhem... dziecko chcę rozmawiać tylko z czarnowłosą kobietą, która go pokonała - przygryzł wargę zielonooki policjant.
    - Och? Czyżby znów rada liczyła na naszą pomoc? W końcu mieliśmy zostać już dawno usunięci z całej tej sprawy. Ach, już rozumiem! To jest rada zniedołężniałych głupców, która najpierw nie oczekuję pomocy, a później jej żąda, bo nie mogą sobie poradzić z jednym małym dzieckiem? To co oni w końcu robią? Siedzą na fotelach jedząc chrupki, oglądając na dużym ekranie telewizora życie mieszkańców Magnolii? Albo wypoczywają nad morzem? - wysyczałam złośliwie w stronę klienta. Po za tym zaczynałam mieć złe przeczucia co do tej rozmowy. Coś tu ŚMIERDZIAŁO i to bardzo mocno. Lyon wzdrygnął się mimowolnie - prawdopodobnie wolał milczeć. Uważał pewnie, że jest jeszcze za młody by umrzeć po zwykłej rozmowie w kawiarence i dobrze, przynajmniej nie puściły mi nerwy.
     - W każdym razie sprawa jest prosta. Chodzi byś porozmawiała z szefem szajki Twilight Orge, którą wyłapaliście. Chłopiec otwarcie wyznał, iż chcę rozmawiać tylko z wami. Zabawne chyba powiedział coś podobnego o radzie co ty paniusiu - Aiden Blackstar zmarszczył brwi kręcąc głową z niedowierzaniem.  Popatrzyłam na śniadego mężczyznę nieprzychylnie, jeżeli miałabym wybierać pomiędzy Lyonem, a policjantem zdecydowanie wolałam towarzystwo tego pierwszego. Przygryzłam mocno wargę i miałam powiedzieć coś nieprzyjemnego pod adresem "Szacownego Pana Blackstara", ale powstrzymałam się w ostatniej chwili. Czyż nie ja sama powiedziałam Lyonowi po zakończeniu sprawy w Katedrze Cardia, że chcę badać tą sprawę do końca? Dlatego rozwiewając wszelkie wątpliwości wraz z magiem Lamii Scale, wsiadłam w czarny samochód psa rady, by pojechać na komisariat oraz rozwiać, niektóre swe wątpliwości.

*Gajeel - Późny ranek*
      Cholera jak nudno! Normalnie o tej porze byłbym pewnie w akademii, lecz ten Krasnal wywołał tą łazienkową aferę i przez niego będę musiał iść do klasy, gdzie wszyscy będą sobie skakali do gardeł. Nie myśląc za wiele zadzwoniłem do Graya, ale niestety był zajęty, więc nie mógł wyjść na miasto. Szlag! Niech ta jego rudowłosa dziunia Blair się od niego odpitoli! Przez nią chłop ma dla mnie coraz mniej czasu kiedy potrzebuję z kimś pogadać lub się rozerwać. Od tamtego wydarzenia zacząłem narzekać swemu przyjacielowi na wszechogarniającą nudę i jakby nad tym pomyśleć to gdyby Fullbaster to robił kazałbym mu spadać na drzewo. Ciekawe jak on ze mną wytrzymuję? Nie do zniesienia jest tylko ta jego dziewczyna - wydaję się sztuczna jak cholera.
        - Do wieczora nic ciekawego nie powinno się dziać - mruknąłem przeciągle ziewając oraz wiercąc na kanapie. W telewizji leciał jakiś głupi program nazywał się Top Model, czy jakoś tak. Serio? Już nawet Gumisie są bardziej wciągające jeśli chodzi o fabułę, a to Top... Coś tam żadnej nie ma. Mój przyjaciel pewnie by mnie oskarżył, o jakikolwiek brak zainteresowania płcią przeciwną, ale miałem to w dosłownym poważaniu. Jeszcze bym się w niego zamienił i ożenił z kobietą podobną do tej jego "niuni" oraz żałował tego do końca swego życia. Wyłączyłem, więc tego gruchota. 
        No i znowu wracamy do wszechogarniającej nudy. Argh! Mam dość! Zrobię na złość krasnalowi przychodząc wcześniej! Muszę kogoś podręczyć, a reakcje tej dziewczyny tylko bardziej mnie do tego zachęcały. Dlaczego? Bo mnie bawiły. A potrzebuję jakiś inny powód? Szczerze mówiąc, gdy usłyszałem o tej całej zemście od samej zainteresowanej moja początkowa niechęć się zdwoiła, więc co w tym złego, że drażnię kogoś kto mnie wkurza? To chyba normalne, prawda?  Wychodząc dosłownie ze skromnego mieszkania, skierowałem się do furtki obok. Co za dziwny złowrogi, potężny zapach? I czemu drzwi wejściowe są otwarte na oścież? Zaniepokojony tą niebezpieczną wonią wszedłem nieproszony do środka.
        Zamrugałem kilka razy oczami, by pobawić się w "znajdź pięć różnic pomiędzy obrazkami." Zaintrygowany odkryłem, że zniknęło jedno z oparć do fotela oraz miotła, która zawsze stała gdzieś wciśnięta w kąt. Spojrzałem natychmiast na schody - tam pachniało najbardziej intensywnie, więc ostrożnie po nich wszedłem. Skręcając tam, gdzie podpowiadał mi instynkt spostrzegłem otwarte drzwi.
        - Bingo! Wspaniałomyślny Gajeel, wygrał grę w odnajdź pięć różnic - mruknąłem po czym wszedłem do pokoju tego idioty - Noego.  Zdumiony ujrzałem całą poharataną Levy, z leżącą obok miotłą i oparciem od fotela. No to teraz pytanie - co się tu do cholery stało? Ukucnąłem przy niebieskowłosej lekko nią potrząsając.
        - Giń maszkaro! Wykopię sto dziur, by utopić w nich wszelkich przedstawicieli płci męskiej i zniszczę tą cholerną kukiełkę! - Rozbawiony stwierdziłem, iż musiała majaczyć. I ja narzekałem na brak nudy? Przez to, że byłem tu częstym gościem zaniosłem to chuchro do salonu oraz opatrzyłem profesjonalnie jej rany. Jak wstanie będzie mi musiała wszystko powiedzieć, no bo jaki ktoś miałby cel by atakować zupełnie pusty dom?
*Kagura - Komisariat - Sala Przesłuchań.*
       
       
Razem z Lyonem siedzieliśmy na przeciwko małego, sześcioletniego blondwłosego chłopca, o szmaragdowych oczach. Miał bardzo wątłą budowę ciała, aż trudno uwierzyć by mógł stać za atakami na doświadczonych magów, lecz sama byłam tego świadkiem.
         - Dlaczego chciałeś ze mną rozmawiać? - zapytałam niepewnie, aczkolwiek lekko zaciekawiona.
         - Chciałem poznać osobę, która doprowadziła do upadku mojego przedsięwzięcia - mruknął swym grubym, lecz dziecinnym głosem co rozbudzało jeszcze bardziej moją ciekawość.
         - Jak masz na imię? Chciałabym poznać imię kogoś kto przez chwilę uniemożliwił mi walkę - odpowiedziałam przekornie, a stojący za ścianą policją pobladł jakby nie wierzył w to co widział. Dlatego właśnie nie przepadam za pieskami rady, większość nie ma takiego czegoś jak rozum.
         - Shane, a ty? - Lyon był kompletnie bezużyteczny. Miałam wrażenie, że w oczach chłopca rozbłysła lekka ciekawość mą osobą,  natomiast sam mag lodu czuł się tam kompletnie niepotrzebny. Jednak całkowicie milczał, pewnie nie chciał mi się ponownie narazić. Z resztą słusznie.
         - Kagura. Kagura Mikazuchi. Co miałeś na myśli o przywróceniu Zerefa do życia?
         - Podoba mi się  twa bezpośredniość. Ci imbecyle zadają dla mnie zbyt niezrozumiałe pytania.
         - To oczywiste, przecież są totalnymi imbecylami, więc odpowiesz?
         - Byłem przywódcą grupy tylko symbolicznie, więc nie znam dokładnych szczegółów. Jednak przypadkiem podsłuchałem pewną rozmowę.
         - Czego dotyczyła?
         - Uhmm... Trudno to wyjaśnić? Grałaś kiedyś w komputerowego pasjansa pająka?
         - Tak, a co to ma do rzeczy?
         - Pomiędzy, którymi kartami musi zawsze się znaleźć dama?
         - Pomiędzy królem, a jupkiem, prawda?
         - Dokładnie. A wiesz dlaczego?
         - Bo ma władzę nad jupkiem, a jest prawą ręką króla? - bardziej spytałam niż stwierdziłam, nie byłam do końca pewna o co chodzi blondynowi.
         - Szybko łapiesz. Wiem kto jest damą.
         - Kto?
         - A jakie korzyści dla mnie wynikną z pomagania ci? 
         - Hmm... Jeśli mi pomożesz w całej sprawie zostaniesz uniewinniony i będziesz musiał odbębnić dwa tygodnie prac społecznych na rzecz Magnolii. Jeśli nie masz, gdzie się podziać możesz ze mną zamieszkać. Takie warunki ci odpowiadają? - zapytałam, mając w głębi ducha nadzieję, iż to wystarczy, żeby przekupić takie inteligentne dziecko.
         - Jak najbardziej. Umowa stoi?
         - Stoi. - odetchnęłam w duchu z ulgą, ponieważ poszło łatwiej niż myślałam.
         - Damą jest Blair Hondyan. Narysuję ci szkic mapy.  Uważaj, bo jej dom jest naładowany różnymi pułapkami. - Ostrzegł co prawda tylko mnie, ale Lyon też tu jest, więc pewnie analizował sytuację. Ukradkiem dostrzegłam, że nasz klient zaczął nieco blednąć. A gdy w drzwiach stanęła Erza Scarlet oraz Jellal Fernandes upuścił z wrażenia kubek z kawą.
          - Nie musicie szukać. Tak się składa, że znam doskonale Blair Hondyan - powiedział unosząc brew niebieskowłosy, ku zaskoczeniu całej trójki.
          - Jak to? - zapytaliśmy wszyscy równocześnie.
          - To przecież dziewczyna Graya Fullbastera - oznajmił wzruszając ramionami, natomiast Lyon, aż się zachłysnął z wrażenia. Czyżby nic o to nie wiedział? Z jego mdłych opowieści wywnioskowałam, iż są przecież przyjaciółmi.
  
*Levy*
            
          Obudziłam się z mocno obolałą głową. Czemu leżę w salonie i dlaczego pomiot szatana się nade mną pochyla? Zaraz co?!
          - Co ty TU robisz? Miałeś przyjść do mojego brata dopiero wieczorem.
          - A może trochę wdzięczności, co? Gdyby nie ja obudziłabyś się znacznie później. Omijając to w jakim znalazłem cię stanie, dlaczego byłaś tak poharatana?
          - Ponieważ zaatakowała mnie gadająca kukiełka - fuknęłam na niego podenerwowana.
          - Kukiełka? I ty myślisz, że ci uwierzę? - zapytał wwiercając we mnie te retgenowskie czerwone oczy, które sprawiały, że cała drżałam. Ciekawe czy jest świadomy tej umiejętności? Głupia dziewucho! Mogłaś mu chociaż podziękować! Jestem zbyt dumna, by to zrobić, z drugiej strony jednak...
           - Musisz, bo nie kłamię! Była cała poniszczona i mówiła do krótkofalówki! Coś o Zer... - zakaszlałam.
           - A pomyślałaś może, że to nie kukła cię zaatakowała? - spytał, a mnie dosłownie wbiło w ziemię.
           - Nie myślisz chyba, że...
           - Dokładnie tak myślę. Nie ma innej opcji jak marionetkarz.
           - Marionetkarze przecież praktycznie nie istnieją. Większość zginęła dawno temu! To nie ma sensu! - zdenerwowana usiadłam do pionu.
           - Wyginęli? Osobiście znam jedną osobę, która jest... O ja pierdolę! - krzyknął nagle.
           - Nie przeklinaj w mojej obecności szatański pomiocie! - warknęłam przez przypadek.
           - Jaki? - przybliżył niebezpiecznie swoją twarz do mojej patrząc tym wwiercającym wzrokiem w me oczy.
          - No szatański - jęknęłam z coraz bardziej obolałą głową. Czarnowłosy zaśmiał się ironicznie jakbym powiedziała dla niego coś niewyobrażalnego.
          - Wiedziałem, że nie mam przychylnej opinii, ale żeby od razu porównywać mnie do szatana? Tego jeszcze w kinach nie grali! Powinni cię wysłać do Top Model może ten film miałby jakąś dobrą fabułę!
          - Przecież Top Model to program rozrywkowy. Nie jest filmem, więc nie ma żadnej konkretnej fabuły - mruknęłam, a chłopak się ode mnie odsunął jakby nad czymś się zastanawiał.
          - Coś takiego! Ale nadal twierdzę, że lepsze są Gumisie. - O czym on do cholery mówi? I czemu tak nagle z tym wyskakuję? Powstałam chcąc pójść do kuchni, by zrobić gościowi herbatę, jednak zamiast tego przez przypadek jak chciał się dostać na kanapę potknął o moją nogę, więc obecnie leżeliśmy jak dłudzy na podłodze. W tej samej chwili rozległ się dźwięk domofonu.
           - Kochanie mamy gościa i co teraz? - Dajcie mi patelnię albo coś to zamorduję tego diabelskiego osobnika używając drastycznych środków. Stop zaraz! On je żelazo! Szlag! Jeszcze by mi zjadł przyrządy kuchenne i nie mogłabym robić sobie obiadu. Moja mina musiała być zabawna dla pana Redfox'a, ponieważ parsknął śmiechem. Zduszonym głosem powiedziałam, że zaraz pójdę otworzyć co jeszcze bardziej rozbawiło czerwonookiego. 
            - Przysięgam kiedyś wyeliminuję wszystkie pomioty szatana! Tylko jaki sposób byłby najlepszy? - mruczałam do siebie pod nosem podchodząc wreszcie do tych pechowych drzwi...

* Cana*
             Podmuch wiatru stawał się coraz bardziej silniejszy. Westchnęłam tylko będąc bardzo zmęczona, ciekawe co u Levy? Pomimo pobytu w tej samej akademii magów - Fairy Tail - mam wrażenie, że wciąż... No cóż unikamy?  Inaczej tego nazwać nie można. Ze mną jest chyba coś nie tak. Cały czas krążę bezsensowne błędne koło udając przy innych szczęśliwą, a prawda jest całkowicie odmienna.
Pomogłam swojej kuzynce, ponieważ myślałam, iż wypełni lukę w mojej samotności, zamiast tego przepaść między nami cały czas się powiększa. Popadłam w ten cholerny nałóg aby wypełnić tą pustkę mojego serca, nieważne jakbym chciała - nie potrafię przestać.
            Zazdroszczę Levy, jednak mam świadomość, że ona zazdrości mi chociaż nie jestem taka wspaniała jak myśli. Co za ironia, prawda? Ona mi samodzielności i siły, ja natomiast rodziny oraz kogoś bliskiego. Czy to nie jest wielki paradoks? Gildarts niby jest moim biologicznym ojcem, zajmuję się mną, ale jakaś część mnie nadal została tą płaczliwą, kruchą pięcioletnią dziewczynką z domu dziecka, znajdującego się w najbiedniejszej dzielnicy Crocus.
            Gdy skończyłam pięć lat zmarła moja matka - Cornelia Alberona. Nie pamiętam jej zbyt dobrze, więc kiedy ktoś mi o niej wspomina niezbyt cokolwiek czuję, żadnych negatywnych uczuć choć chyba powinnam. A nawet jeśli ktoś już wspominał o tej kobiecie były to same nieprzychylne rzeczy. Podobno miała ogromne długi, która popadła w obłęd z miłości do mojego ojca popełniając samobójstwo. To nie zmienia faktu, że jako dziecko myślałam, iż zostałam porzucona przez oboje rodziców, ponieważ nikt mi nie chciał powiedzieć wprost - "Cana twoja mamusia zmarła, a obecnie nie możemy się dodzwonić do twego tatusia." - innymi słowy byłam po prostu wyrzutkiem. Początek zamieszkania w tamtym domu był dla mnie bardzo ciężki, nowe otoczenie, które nie miało zbytnio sprzyjających warunków, szare brudne uliczki, gdzie spali na ławkach bezdomni, opustoszałe ulice przez wzgląd złej sławy tej części dużego miasta, a przede  wszystkim przebywanie wśród wielu dzieci w różnym wieku oraz kilkanaście różnych opiekunek. A trzeba wspomnieć, iż tamten dom ledwo nas wszystkich mieścił. Pomimo tego wszystkiego przyzwyczaiłam się do tego miejsca i można rzec, że je bardzo pokochałam, lecz zanim to sobie uświadomiłam po ukończeniu dwunastu lat moje życie znowu zaczęło wywiercać o sto osiemdziesiąt stopni.
            Opiekunka oświadczyła mi wprost, iż odnaleziono mojego biologicznego ojca oraz kiedy się o mnie dowiedział natychmiast postanowił mnie przygarnąć. Oczywiście nim to nastąpiło trzeba było wypełnić kilka ważnych procederów. Z dnia na dzień zupełnie nieprzygotowana, z totalnej biedy nagle musiałam odnaleźć się w najbogatszej dzielnicy Crocus. Wszystko znów zaczęło być dla mnie obce, a zarazem takie dziwne znajome, była tylko jedna minimalna różnica - mieszkałam tam praktycznie sama. Gildarts Clive jest dobrym człowiekiem, lecz przez swoją pracę często wyjeżdżał na dłuższe okresy czasu. Czułam jakbym musiała całe życie mieszkać w pustym wielkim domu, gdzie jestem tylko nic nie znaczącą małą mrówką, która próbuję się w tej wielkości jakoś odnaleźć. Może wtedy już zaczęło we mnie kiełkować to uczucie pustki? Albo było to o wiele później? Sama nie wiem...
             Pewnego dnia w moje czternaste urodziny Gildarts oznajmił mi, że mam kuzynkę, która jest moją rówieśniczką, ale przez ogromne problemy szkolne wylądowała w szpitalu psychiatrycznym.
             - Tato może ją odwiedzimy? - zapytałam, nazywając pierwszy i ostatni raz ojcem. 
            Kiedy pierwszy raz zobaczyłam niebieskowłosą dziewczynkę, z piwnymi przygaszonymi oczami, krótkimi loczkami okalającymi jej twarz, całą wychudzoną, pomyślałam sobie - "byłaby trochę ładniejsza, gdyby się uśmiechała i nie robiła takiej żałosnej miny." Wtedy zdałam sobie sprawę, że wcale nie jestem lepsza od tej ze zgaszonym w oczach pragnieniem życia dziewczynki, więc mimo wszystko  mnie zafascynowała. Zaczęłam ją codziennie odwiedzać co sprawiało mi radość - w skrócie ułożyłam sobie nawet życie oraz znalazłam nawet swą pierwszą miłość, która przez chwilkę wypełniła tą rozszerzającą się pustkę mego serca. Jednak i to bardzo szybko znikło jak rozpadający się domek z kart. Ponownie odżyło uczucie porzuconego niczym śmieć dziecka, więc w chwili ostatniej wizyty u Levy kiedy dziewczyna miała wyjść za dwa dni ze szpitala naopowiadałam dużo kłamstw i totalnych bzdur na temat mojej osoby. Znałam doskonale historię niebieskowłosej, a nawet podświadomie byłam uradowana, że nie tylko mnie spotkało w życiu jakieś nieszczęście. Z tego powodu miałam wyrzuty sumienia czego wynikiem była propozycja, żeby zamieszkała ze mną w Crocus. Początek był istną sielanką, świetnie się dogadywałyśmy, ale po pewnej kłótni totalnie oddaliłyśmy swą relację. Nadal ze sobą rozmawiałyśmy, lecz to nie było już to samo. Pustka niczym jak jakaś epidemia całkowicie mnie pochłonęła i w wieku piętnastu lat poznałam Aleca - rosłego, rudowłosego mężczyznę o ostrych rysach twarzy, zielonych kocich oczach, pod którymi było widać czarne wory  - to on mnie w to wszystko wciągnął.
    - Chcesz spróbować? - spytał wskazując na butelkę wina. Biorąc pierwszego, drugiego oraz kilkanaście łyków - nim zauważyłam byłam całkowicie od tego uzależniona. Kiedy piłam kolejne kieliszki miałam wrażenie, że wszystkie me problemy znikają wraz z tą pustką. Niedawno jednak spostrzegłam, iż zagłusza tą pustkę tylko częściowo oraz nie sprawi, by zniknęła. To tylko przelotna chwila kiedy odrywam się od całego realizmu tego świata, jedna nic kompletnie nie znacząca dla kogoś innego chwila. Wiem, rozumiem doskonale powinnam przestać, ale NIE POTRAFIĘ. Kompletnie się pogrążyłam - jestem żałosna, prawda? Moja duma nienawidzi prosić kogoś bliskiego o pomoc, ponieważ zasłoniłam się przed nimi idealną maską szczęścia stworzoną z wielu kłamstw, z drugiej strony ma podświadomość o nią wręcz krzyczy, ale tylko w mym umyśle.
     Otrząsając się z natłoku wspomnień spojrzałam na swe odbicie w rzece. Drewniany most, gdzie aktualnie stałam zaskrzypiał delikatnie kiedy stawiałam kroki, by z niego zejść. Wiatr dął cały czas w mą twarz, więc niezadowolona pokręciłam głową. Nie cierpiałam wietrznych dni - wtedy zawsze za dużo nad wszystkim myślałam. Park... Czy to nie blisko domu Levy? No tak miałam przecież pójść ją odwiedzić, żeby oddać ten dziwny zeszyt! Uderzyłam otwartą dłonią swe czoło.
     - No i po co się walnęłaś kretynko? - spytałam samą siebie, lecz odpowiadała mi głucha cisza. Na moje szczęście akademia Fairy Tail była jakby to powiedzieć, aż za bardzo rzucająca się w oczy, więc nie mogłam pomylić drogi do aktualnego miejsca zamieszkania kuzynki. Podchodząc do bramy zadzwoniłam domofonem, gdy usłyszałam zduszony głos Levy, że zaraz mi otworzy, a po dziesięciu minutach w końcu mi otwarła.
      - Levy! Do diaska co ci się stało? - zdążyłam tylko wydukać na makabryczny wygląd kuzynki. Była cała poharatana oraz całkowicie bledsza niż zwykle.
     - Heh, heh, heh. Cana, dlaczego przyszłaś? Nie wspominałaś, że będziesz z wizytą, więc jakby to powiedzieć... - Spojrzałam na nią zirytowana. Nerwowy śmiech i tiki - kogo ona próbuję oszukać?
     - Krasnal został zaatakowany przez złą kukłę rodem z jakiegoś horroru oraz sromotnie z nią przegrał, więc poniósł totalną klęskę na całej linii! Tak oto wspaniały ja, który miał dziś odwiedzić brata tego niezidentyfikowanego stworzenia znalazł je kompletne nieprzytomne z oparciem od fotela! Ach, zapomniałbym przez stan majaczenia mówiło ono coś o zemście, wykopaniu dziury, by w niej utopić wszelkich przedstawicieli płci męskiej! - usłyszałam bardzo niski zachrypnięty głos dobiegający ze środka. Znajomy Levy, huh? No nic ja i tak tylko chciałam notes oddać...
     - Cóż chciałam to tobie oddać. Zapomniałaś wziąć tej rzeczy z pociągu.
     - Ach, dzięki Cana! Szukałam tego! Na pewno nie chcesz wejść choć na chwilę?
     - Nie dzięki. Mam inne plany, do zobaczenia w akademii - mruknęłam tylko odwracając się plecami do piwnookiej. Skierowałam swe kroki do umówionego miejsca i jak zwykle znowu wzięłam tylko jeden mały, malutki łyczek.
    - To ostatni raz. Naprawdę ostatni! - zaczęłam sobie wmawiać jak mantrę.
*Gajeel*
    Znałem tylko jedną osobę, która była marionetkarzem - Blair - irytującą dziewuchę Graya. Gdybym wcześniej zajarzył, czy to ma jakieś większe powiązanie z  inną sprawą miałbym jakiś trop, dotyczący ataku na krasnala. Jeszcze nie jestem do końca pewny, ale wiem, że to dopiero ledwie mała część pierwszej fazy wielkiego przewrotu magicznego świata. Los lubi płatać figle, czyż nie? Szczególnie takim osobom jak ja.
                                                                                               
Od Autorki:
Rozwiązanie całej sprawy z Kagurą, Lyonem, Jellalem i Erzą będzie w rozdziale 10 - "Zagadka Trójkąta." Dowiecie się między innymi jaką rolę odegra nasza Blair i nacieszcie się GaLevy w tym rozdziale, bo w  następnym będzie więcej Erzy i Jellala bym mogła Ericę zadowolić.xD
Mam nadzieję, że pisanie z perspektywy naszego żelaznego zabójcy nie wyszło mi tragicznie.Xd
Wątek Cany jest bardzo ważny i nakierowuję trochę na jej relację z główną bohaterką opowiadania Kaskady Nienawiści. 
Także mam nadzieję, że czytając to trochę się rozerwaliście.
Pozdrawiam Lavana Zoro ;)

15 komentarzy:

  1. .............Łał. Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona ^^
    Cieszę się iż pomyślałaś o mnie i moich zachciankach xD
    Rozdział baaardzo ale to bardzo mi się podobał, ZWŁASZCZA z perspektywy Gajeela oraz te jego docinki i komentarze skierowane do Levy *w* Takie.. OOo xD
    Jednak troszkę zbyt wiele razy moim skromnym zdaniem zostało powtórzone słowo skierowane do Pana Redfoxa, mianowicie ,,pomiot szatana". Zabawne ale w nadmiernej ilości traci ten swój urok, że tak to ujmę. *^*
    Poza tym świetnie opisałaś przeszłość Cany, tak dramatycznie ~_~
    No, nie mogę się doczekać następnego rozdziału i mojej ulubionej parki. <3
    Mam nadzieje, że szybko dodasz następny. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czym? Rozdziałem czy myśleniu o spełnieniu twych zachcianek?XD
      Uff... To dobrze bo z perspektywy naszego "pomiotu szatana" będzie w najbliższej przyszłości prawie cały rozdział.XD [Ps. Gajeel dostanie w przyszłości o wiele bardziej rozbrajające ksywki.XD] Dowiecie się między innymi skąd ma takie zaczepiste odzywki.XD
      Czy dramatycznie? No nie wiem... Są osoby, które mają o wiele gorzej niż Cana... :( Taki jest niestety świat.
      Szybko może nie, ale w GRUDNIU to na pewno.XD
      Pozdrawiam Lavana Zoro ;)

      Usuń
  2. Ja nie mogę, czytałam to dwa razy i dalej się śmieje xD
    "Coś takiego! Ale nadal twierdzę, że lepsze są Gumisie" a to najbardziej, a jeszcze głosem Gajeela, to padam... Życzę ci weny, zdrowia i tak dalej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że poprawiłam tobie humor. ;D
      Dziękuję bardzo. ;) Nie martw się niedługo skończę wytykać błędy w trzecim fragmencie rozdziału i CI je wyślę, więc ze spokojem skup się na pisaniu rozdziału czwartego.XD
      Pozdrawiam Lavana Zoro ;)

      Usuń
  3. Rozdział wyszedł Ci niezwykle długi. Chyba najdłuższy jak dotąd. :D
    Ja z tego powodu nie zamierzam narzekać. ^^
    I był ciekawy. Wygląda na to, ze ta cała Blair to jakieś ziółko. :D Ciekawa jestem, czy to faktycznie ona nasłała tę kukłę na Levy. :3
    Muszę przyznać, ze opisywanie z perspektywy Gajeela fajnie Ci wyszło. I Levy go do szatana porównała, buahaha. Ale w sumie, co się dziwić, wiecznie wredny uśmiech i te czerwone oczy. Jasne, że pomiot szatana! xD
    Rozdział bardzo mi się podobał. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że najdłuższy.XD W porównaniu do innych to na pewno najdłuższy - przynajmniej na razie.XD
      Co do Blair - czy ziółko lub nie to się okażę w rozdziale dziesiątym. ;)
      XD - No ba! To istny pomiot szatana!XD Levy zauważyła to już w drugim rozdziale.XD O ile dobrze pamiętam. Cholerka - muszę chyba całe opko przeczytać od początku, by niczego nie przeoczyć.
      Pozdrawiam Lavana Zoro ;)

      Usuń
    2. Strasznie lubię Gajeela, aż dziw, że u siebie daję go tak mało, chyba muszę nad tym popracować. :>
      Mam nadzieję, że rozdział 10 będzie niedługo, bo chcę wiedzieć, co dalej :3

      Usuń
  4. Przybyłam i tutaj ^^''
    Rozdział naprawdę fajny i ciekawy. Trochę taki skomplikowany bo wiecznie czegoś szukają i nie wiedzą sami w sumie czego, a jeszcze bawią się w karty... ^^''

    http://smocza-era.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, witam, witam.XD Prawda wszyscy wiecznie czegoś szukają. Ja tak dawno nie byłam na swoim blogu, że muszę poszukać czegoś w rozdziałach o czym zapomniałam. ;D
      Cóż lubię grać w Pasjansa Pająka, więc troszkę do tego nawiązałam. ;D
      Ps. Na pewno zajrzę, ale na przyszłość - Zakładka Spam do tego służy.xD
      Pozdrawiam Lavana Zoro ;D

      Usuń
  5. Uhh... Nareszcie udało mi się znaleźć czas żeby to wszystko przeczytać ;p i powiem szczerze że jestem bardzo zadowolona ;D
    Na początku było ciężko a rozdziały bardzo się dłużyły.
    Ale był taki moment, że wciągnęłam się całkowicie ;3 Widzę ogromny progres ;D
    Co do opowiadania po prostu świetne *.*
    Chwilami wydawali mi się takie wymuszone ale w końcu zlało się w ładną całość i jestem na prawdę pod wrażeniem ;3
    Hahah trudno mi było wyobrazić sobie taką groźną Levy :p
    I Lucy taka suk... ekhem ...inna.
    Za to Gajeel jest bardzo sobą XD
    Genialna sytuacja w damskiej sytuacji XD
    Bardzo fajny wątek z Zerefem.
    Brawo za opis przeszłości Cany *o*
    Z niecierpliwością czekam na rozwój wydarzeń.
    Teraz postaram się czytać i komentować rozdziały regularnie ;DO
    Weny życzę !!!!
    I zaprasza w wolnej chwili do siebie ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh. Racja trochę tego się nazbierało. Prawdę powiedziawszy początki zawsze bardzo szły mi ciężko. Dopiero przy trzecim rozdziale zaczęłam się rozkręcać i jakoś to szło. Dlatego - Dziękuję - starałam się by jakoś miało to ręce i nogi.
      Co do Lucy naprawdę ją lubię, ale musiałam ją poświęcić dla dobra fabuły. -.-
      No a jak? Ktoś przecież musi! Gajeel jest taką osobą!
      Wątek z Zerefem jest... A z resztą nie będę spoilerować.
      Thank you, Thank you, musiałam go zrobić, bo przeszłość panienki Alberony bardzo wpływa na jej relacje z Levy.
      Wpadnę, wpadnę. I tak muszę wszystko nadrobić przez brak internetu.
      Pozdrawiam Lavana Zoro ;)

      Usuń
  6. Od czego by tu zacząć? Chyba od tego, że jak zwykle przybywam o czasie ^^
    Hehe. Dobra, nieśmieszne.
    Czytając ten rozdziałem miałam dziwne wrażenie. W sumie to może nie dziwne, po prostu czytało mi się to tak dobrze, że chyba muszę przyznać, że to mój ulubiony rozdział do tej pory. Przebiłaś nim poprzednie :P (widzisz, taka jestem zachwycona!)
    Sprawa tej Rudej Paskudnej Dziewczyny Graya jest straszliwie ciekawa, ale to już wiesz. Tylko kim jest ta dziewczyna. Co to ma wszystko znaczyć i po co jej Zeref? Nie potrafię sobie sama odpowiedzieć na te pytania, ale jedno wiem na pewno - nie lubię jej. Chyba najbardziej za to, że jest dziewczyną Graya, a dopiero potem za całą resztę ^^ Zastanawia mnie też czy ten mały blondyn jest w końcu dzieckiem czy nie? Czy tylko tak wygląda? Nie zapomnij tego wyjaśnić, bo to najważniejsze! Nie zapomnij! ^^
    Perspektywa Gajeela była elegancka, nie masz się o co martwić. Bardzo mi się podobało. Fajnie tak poczytać czasem co myśli ten Szatański Pomiot ^^ Miła odmiana. Szkoda tylko, że nadal traktuje Levy jak krasnala. Cóż, trzeba czekać.
    Jest jeszcze ta historia Cany. Nie powiem, szkoda mi dziewczyny. To było bardzo smutne. Ale za to bardzo ładnie opisane, muszę Cię pochwalić, że wczułam się w ten fragment świetnie. Żal mi się zrobiło jej, bo miała nieprzyjemną przeszłość. I teraz też nie ma lekko. Takie uzależnienie to niesłychanie poważna sprawa i nie jest łatwo z niego wyjść. Jeśli jej ktoś nie pomoże, to przecież źle skończ... Nie chcę żeby Canusia źle skończyła T.T
    Pozdrawiam Cię gorąco! No i weny życzę! I czasu! I wszystkiego co najlepsze, bo ostatnio święta były! No i Szczęśliwego Nowego Roku! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka!
      Fumiko! Fumiko! Jak dobrze Cię znów widzieć! Nie martw się ja też musiałam mieć małą przerwę, ponieważ internet mi się popsuł, a mój telefon to taki... Ekhem. Nieważne!
      Po co jej Zeref? Raczej po co Zerefowi ona jak już.Xd
      Dokładnie musicie poczekać. Jeśli chodzi o główną parę i ogólnie miłość lubię ciągnąć wątki powoli.
      Co do Cany masz absolutną rację. Uzależnienie od czegokolwiek jest poważną sprawą i wpływa mocno na nasze życie. Nie poruszałabym, niektórych tematów gdyby nie to, że często rozmawiałam z takimi ludźmi przez chorą na depresję kuzynkę, gdy odwiedzałam ją w szpitalu. A co do samej postaci Alberony nie zamierzam zdradzać czy spotka ją szczęśliwe, czy nieszczęśliwe zakończenie.
      Thx, Thx! Również Życzę Tobie Wszystkiego naj, naj, naj itd.Xd
      Pozdrawiam Lavana Zoro ;D

      Usuń
  7. Hej, kochana, co u Ciebie? :3 Ostatnio tak milczysz. :( Chciałabym już nowy rozdział przeczytać. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Co u mnie? Po za tym, że zleciałam z tapczanu i na początku Świąt zepsuł internet było nawet dobrze. Milczałam przez brak internetu. Ugh, wreszcie mi go jako tako naprawili. ;D
      Co do nowego rozdziału - dopisuję ostatnie fragmenty i będę zaczynała poprawki.
      Pozdrawiam Lavana Zoro ;D

      Usuń