*Levy*
Minął już tydzień od pamiętnej
herbatki z Szatanem. Leżę właśnie teraz na łóżku, ponieważ od jutra zacznie się
nauka w akademii. Jedyną osobą, której obecność mi nie przeszkadzała była
Kagura. Reszty znajomych mojego braciszka starałam się unikać i to nie tyle
Natsu czy Lucy, lecz Gajeela. Nie to, że się nie lubimy lub coś podobnego... Po
prostu oboje czujemy do siebie niechęć. Przypominam sobie właśnie rozmowę
odbytą pomiędzy nami pięć dni temu.
***
- Naprawdę jesteś starszą siostrą Noego? - zapytał z niedowierzaniem
czarnowłosy.
- Tak jestem. Masz może jakieś wątpliwości? – Przymrużyłam nieufnie oczy, nie
podobało mi się, iż zaczęto zadawać mi niewygodne pytania.
- Bardzo wielkie – mruknął kręcąc głową – Jesteś o wiele niższa, wyglądasz
niedojrzale, nie wspominając o twoim uroczym głosiku. Bez urazy, ale jedynie
to, że wyglądasz na mądrzejszą niż on potwierdza to, iż jesteś starsza –
odpowiedział rozbawiony. Jak on mnie zaczyna irytować! Wrr... Najchętniej
to bym gdzieś zakopała mu te rentgenowskie oczy.
- Po za tym cuchnie od ciebie niechęcią w stronę mej osoby. No i niepohamowanym
gniewem jeśli chodzi o Lucy i Natsu – warknął mi do ucha nieprzyjemnie.
- Masz rację nie przepadam za tobą, ale nie mam żadnych powodów wchodzić tobie
w pardę. Jedyne osoby jakie mnie interesują to Dragneel oraz wielmożna
Heartfillia – odwdzięczyłam się jadowitym tonem.
- Skąd w takiej małej dziewczynce tyle gniewu? - zapytał, unosząc zdziwiony
brew.
- Z przeszłości. Zapewne wiesz jakie czynniki musi spełniać osoba z mocami
magicznymi, prawda? - odpowiedziałam mu na to pytaniem.
- Wiem. Przecież sam ją posiadam, jak również i ty, prawda?
- Tak to prawda. Powiedzmy, że oni mają z tym bardzo duży związek. Nikt mnie
już nie powstrzyma przed dopełnieniem zemsty, rozumiesz? Nie wtrącaj się w to
Żelazny Smoku – warknęłam groźnie, używając ksywki, którzy wszyscy nadużywali
podczas rozmowy.
- A rób sobie co chcesz! Nie mam zamiaru mówić nikomu o twych nikczemnych
planach. Powstrzymam cię zanim je wypełnisz. Pamiętaj, że na tej twojej zemście
niewinni ludzie też ucierpią. - Najbardziej wkurzało mnie to jego miażdżące
spojrzenie, które paraliżowało przez krótką chwilę moje ciało. Nie był to wzrok
typu - „Jestem bożyszczem wszystkich lasek.” Miało się wrażenie, że chłopak
prześwietla twoje zamiary, duszę, a nawet ciało. Jednak to tylko moje chore
wyobrażenia.
- Nie obchodzi mnie to! Niech sobie cierpią! Nie obchodzi mnie to! Kiedy
potrzebowałam najbardziej pomocy oni to wiedzieli! Nie chodzi mi o tych co sami
się ich bali! Tylko o zwykłych przechodniów miasteczka! Każdy przeszedł
obojętnie na moje wołanie o pomoc! Dlaczego mieliby mnie teraz obchodzić? Niech
sobie cierpią! Ja już postanowiłam, że to zrobię! - wybuchnęłam złością.
- Nawet kosztem twojej rodziny? - Spojrzał na mnie wyraźnie zniesmaczony. Niech
sobie patrzy jak chce, nie obchodzi mnie zdanie innych ludzi w tej sprawie.
- Rodziny? Nie żartuj sobie ze mnie! Rodzina, która przytakuję innym, gdy
cierpisz to nie rodzina rozumiesz? Tym bardziej jeśli wtedy biję brawo i cieszy
się z twojego cierpienia! - krzyczałam dalej, ciskając gromy, przy tym próbując
się nie rozpłakać.
- Będziesz chodzić do akademii Fairy Tail, mam rację? - zapytał Gajeel, a ja
pokiwałam twierdząco głową.
- Nadal uważam, że ta twoja zemsta jest bezsensowna. Na końcu skrzywdzisz
siebie samą krasnoludku. Ja też będę się uczył w Fairy Tail. Powstrzymam ciebie
jeszcze zobaczysz. Chociaż cię nie lubię wypadałoby poznać godność swego celu.
– Skrzywił się jeżdżąc po mnie wzrokiem od góry, do dołu. Czułam przez to mocny
dyskomfort.
- Levy... Levy McGarden i owszem też ciebie nie lubię. Nie jestem niczyim
celem, oraz nie będę zapamiętaj to sobie – wysyczałam, mrużąc lekko oczy.
- Gajeel Redfox, przyjemność po mojej stronie – rzekł, po czym odszedł
zostawiając mnie lekko osłupiałą. Zdałam sobie sprawę jaki ten człowiek może
być niebezpieczny dla moich przyszłych planów. To istny Szatan! Ba od tego
momentu będę go tak nazywała!
***
Jestem na siebie zła, iż nie rozegrałam tej rozmowy trochę inaczej. Gdyby coś
we mnie wtedy nie pękło w ogóle nie wyjawiłabym swoich zamiarów. I jeszcze słowa
– "Powstrzymam ciebie jeszcze zobaczysz." – Redfoxa bardzo mnie
niepokoiły. Do diaska z facetami! Wszystko muszą komplikować w moim życiu!
Dlatego właśnie nigdy się nie zakocham!
*Kagura - Inne
miejsce, inny czas, wezwanie przez radę.*
Musiałam dzisiaj być na nogach od samego rana, ponieważ dostałam pilne wezwanie
od mistrzyni Mermaid Heel. Zazwyczaj takimi sprawami zajmowali się pełnoprawni
członkowie gildii magów, lecz większość z nich wybyła na inne misję.
Akademie magii działały w bardzo prosty sposób. Jeśli uczeń był utalentowany
wysyłali go na próbne misję, by sprawdzić czy ma zadatki na maga klasy „S” -
Takowi stawali się pełnoprawnymi członkami danych gildii, ale musieli dokończyć
naukę w akademii. Przeciętni uczniowie mogli brać misję klasy „C”,”B” i „A”.
Natomiast otrzymujący kiepskie oceny ofiary losu, wybierali się na najprostsze
zlecenia rangi „D” oraz „E”. Oczywiście nie tyczyło się to pierwszego rocznika
do drugiego semestru danego roku.
Sytuacja była chyba bardzo wyjątkowa, skoro wezwali dla mnie partnera z
akademii Lamia Scale – Lyona Vastię. Miał on krótkie nastroszone włosy oraz
podobnie uczesaną grzywkę. Czarne jak noc tęczówki i lekko podobne do
kobiecych, rysy twarzy. Akurat dziś miał na sobie zwyczajową niebieską bluzkę
ze złotymi szlaczkami i jeansowe spodnie. Jak przystało buty również miał
odpowiednie, żeby w razie czego walczyć.
- O co chodzi? - zadał pytanie, na które również chciałam znać odpowiedź.
Miałam okazję raz walczyć z chłopkiem podczas corocznego Turnieju Magii
Klasowych, ale nie pokazał wszystkiego, tak samo jak ja. Dlatego był dla mnie
istną niewiadomą.
- Też chciałabym wiedzieć – mruknęłam, mrużąc lekko swe oczy. Obaba – mistrzyni
Lamia Scale, która próbowała udawać nastolatkę, pomimo swego sędziwego wieku
zaczęła się kręcić i przemówiła:
- Już tłumaczę po co was wezwaliśmy. Na chwilę obecną jesteście jedynymi
dostępnymi uczniami, którzy są w stanie wykonać misję rangi „A”, zgadza się? -
zapytała, a ja i albinos zgodnie kiwnęliśmy głową.
- Ktoś zgłosił tajemnicze zniknięcia w pobliżu katedry Cardia. Nie byłoby w tym
nic dziwnego, gdyby nie to, że osoby, które tam wysłaliśmy nie wracają od ponad
miesiąca. Podejrzewamy, że to sprawka jednej z nielegalnych placówek, ale nie
mamy pewności. Dodatkowo wykryto w pobliżu katedry jakieś anomalie pogodowe
związane z lodem. Macie obowiązek to sprawdzić. Wszelkie szczegóły wysłaliśmy
wam przez esemesa do waszych telefonów – rzekła z powagą staruszka.
- Rozumiem, że mamy to natychmiast zbadać, prawda? - spytałam niechętnie, bo
znałam odpowiedź. Obaba zaczęła wrzeszczeć, żebyśmy tego tylko nie spartolili,
ponieważ zrobi nam kręćka. Wyszliśmy razem z pomieszczenia wezwania i
skierowaliśmy swe kroki ku Katedrze Cardia. Przez całą drogę Lyon opowiadał mi
o swej miłości Juvii, poznanej na wakacjach. To były istne tortury dla mych
uszu. Wolałam skupić się na misji. Odetchnęłam z ulgą, gdy doszliśmy do
katedry.
- Trochę tu zimno – mruknęłam przeciągle.
- Ej, Mikazuchi wyczuwasz to? - zapytał mnie chłopak.
- Niby co? - odpowiedziałam lekko osłupiała.
- Ta pogoda wokół jest kontrolowana za pomocą potężnej magii – powiedział z
powagą.
- Faktycznie jak o tym wspomniałeś... Źródło zdecydowanie pochodzi ze środka
katedry. Przynajmniej tam wyczuwam największą, śladową ilość mocy – skrzywiłam
się, ponieważ miałam co do tego złe przeczucia.
- Nie ma na co czekać. Wchodzimy. - Machnął ręką, żebym poszła za nim.
Popchnęliśmy wielkie ozdobne drzwi i oboje zamarliśmy... Naszym oczom ukazało
się kilka zamrożonych przedziwną substancją magów. Na podłodze było widać nikłe
ślady jakiejś walki. W dodatku dwóch z nich używało zapewne miecza.
- Dwójka naszych wrogów to widocznie amatorzy albo na takich chcą pozować.
Posługują się najsłabszymi modelami miecza – mruknęłam do Lyona.
- Och, naprawdę? Natomiast ta substancja z magią lodu nie ma nic wspólnego.
Pobierzmy próbkę i wyślijmy organom wyższym, by to zbadali – rzekł, a ja
kiwnęłam na potwierdzenie głową.
- Pójdę się rozejrzeć w drugim pokoju, a ty sprawdź dogłębniej to miejsce.
Będziemy kontaktować się przez krótkofalówki, dobra? - zapytałam, ponieważ
chciałam wiedzieć czy mu pasuje taki stan rzeczy. Albinos tylko wzruszył
ramionami oraz szepnął „Niech będzie”. Uznałam to za potwierdzenie i weszłam do
następnego pokoju.
- C...Co to ma znaczyć? - wyjąkałam naprawdę oszołomiona tym co zobaczyłam. Już
miałam wybiec z pomieszczenia, żeby uciec jak najszybciej do Vastii, ale ktoś
przetrzymał mnie od tyłu i zatkał usta szmatką. Potem chyba mnie walnął w głowę
całkowicie ogłuszając. Zdążyłam jednak przed tym krzyknąć jak najgłośniej –
Lyon, Pomocy! - Po czym padłam mając przed sobą całkowitą ciemność.
*Lyon*
Badałem dalej zgodnie z ustaleniami pierwszy pokój. Zaniepokoiło mnie jednak
to, że Kagura coś długo nie wracała. Moje obawy potwierdziły się, gdy
usłyszałem zduszony krzyk silnej kobiety. Natychmiast wyszedłem z
niebezpiecznej katedry, żeby wezwać posiłki – przynajmniej tyle ile mogło ich w
obecnej sytuacji przybyć. Przeczuwam, że mam mało czasu.
Także sam postanowiłem działać. Po zbadaniu dziwnej
mrożonej substancji domyśliłem się, gdzie mogła być Kagura... I wcale mi się to
nie podobało.... Wybiegłem z budynku jak najszybciej mogłem.
*Levy*
Wysłałam do Kagury wiadomość, ale nie odpowiadała do tej pory. Musiała pewnie
pójść na misję lub była czymś zajęta. Postanowiłam spędzić ten ostatni dzień
wolny w mieście. Ubierając swój zwyczajowy komplet krzyknęłam do domowników, iż
wychodzę. A moje kroki skierowały się do sklepu muzycznego. Gdy już miałam
chwycić upragnioną przez siebie płytę z półki, ktoś również po nią sięgnął.
Przełknęłam ślinę, gdy spojrzałam na ów osobnika.
- Ta płyta należy do mnie k-r-a-s-n-a-l-u – rzekł z rozbawieniem Redfox,
naśladując ton mego brata.
A ja myślałam, że gorzej być już nie może... Ale jednak – spotkać szatana jeden
raz to pech, jednak drugi? Przeczuwam serię nadciągających na mnie nieszczęść.
Od Autorki:
I tak oto mamy za sobą
trzeci rozdzialik. Zapraszam standardowo na rozdział czwarty.
No, no... Fragment z Lyonem i Kagurą był naprawdę świetny! Taki tajemniczy :) Bardzo ciekawe, o co chodzi z tymi zamrożonymi ciałami i kto za tym stoi. I co ważniejsze, mam nadzieję, że Lyon uratuje Kagurę! Może dzięki niej w końcu zapomni o Juvi :)
OdpowiedzUsuńCzęść z Levy i Gajeelem była również wspaniała. Coraz bardziej lubię Żelaznego i to jak drażni się z Levy. Może i na razie za sobą nie przepadają, ale "kto się czubi ten się lubi", prawda? :) Zastanawia mnie też powód zemsty Levy. Jestem strasznie ciekawa kiedy się o tym dowiemy :)
Opowiadanie bardzo ładnie się rozkręca i już nie mogę doczekać się następnej części.
Pozdrawiam!
Jeśli chodzi o ten rozdział to jestem właśnie z tego fragmentu[Z Lyonem i Kagurą] Bardzo zadowolona.Xd
UsuńWszystko po kolei - Lyon w bardzo drastyczny sposób - uświadomi sobie, iż nie kocha Juvii.Xd
No uratuję czarnowłosą... Na lodowym rumaku.XD[Nie mogłam się powstrzymać.Xd]
Jeśli chodzi o Gajeela - on zaczepia Levy, bo ma z tego bekę. No i przy okazji rozrywkę - nie jest wielkoduszny czy coś.Xd A reakcję dziewczyny tylko powodują, że droczy się z nią coraz mocniej.Xd A nawet nie ujawnił swego prawdziwego potencjału.XD
Co do Zemsty - wszystko wiążę się z przeszłością panienki McGarden i stopniowo będę uchylała rąbka tajemnicy.Xd
Hahaha :D Jest książę z bajki, to musi być i rumak... a że mag lodu, to lodowy :D Hahaha!
UsuńDrastyczny? Nie brzmi to dobrze, bo zawsze kojarzą mi się z nim kłopoty.
Akurat to z Galeelem zauważyłam. On zdecydowanie nie jest wielkoduszny. I dobrze, taki jest lepszy!
Szkoda, chciałabym się wszystkiego dowiedzieć od razu xD Niestety wiem, że to nie miałoby sensu, tajemnice trzeba odkrywać powoli ^^ Ale będę na to czekać!
Drastyczny - w sensie, że w bardzo taki komediowy sposób.XD
UsuńWyobrażasz sobie, by Gajeel w jakiejkolwiek wersji był miły, pomocny i wielkoduszny, ot tak? Bo ja nie.XD
Nie ma to jak tajemnica.xD Zawsze odkrycie jakiejś sprawia mi frajdę.Xd
Pozdrawiam Lavana Zoro ;)
Wielkoduszny Gajeel... nawet w Edolas go sobie takiego nie wyobrażam. To po prostu nie w jego stylu. :P
UsuńOoooo..~? Jakie too... O! Takie świtne! ^^
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobał :DD
Jednak... Gajeel mi coś nie pasuje... Dlaczego? Dlatego, że ma charakter, którego się wcale a wcale nie spodziewałam! o.o
Taki żelazny Smok to mi się podoba >.<
Biedna Kagurca... Lyon zaraz pogna Ci na ratunek~! XD
Co Ci nie pasuję w Gajeelu? Że jest wielkoduszny?XD On robi to wszystko dla zabawy i rozrywki.Xd
UsuńAle cieszę się, że czymś Ciebie zaskoczyłam.Xd
Nom.Xd Koniec, końców to ona będzie musiała ratować jego.XD