13 września 2014

Rozdział 3 - Ostatni wolny dzień! Lyon i Kagura wkraczają do akcji.



*Levy*

      Minął już tydzień od pamiętnej herbatki z Szatanem. Leżę właśnie teraz na łóżku, ponieważ od jutra zacznie się nauka w akademii. Jedyną osobą, której obecność mi nie przeszkadzała była Kagura. Reszty znajomych mojego braciszka starałam się unikać i to nie tyle Natsu czy Lucy, lecz Gajeela. Nie to, że się nie lubimy lub coś podobnego... Po prostu oboje czujemy do siebie niechęć. Przypominam sobie właśnie rozmowę odbytą pomiędzy nami pięć dni temu.

***
      - Naprawdę jesteś starszą siostrą Noego? - zapytał z niedowierzaniem czarnowłosy.
      - Tak jestem. Masz może jakieś wątpliwości? – Przymrużyłam nieufnie oczy, nie podobało mi się, iż zaczęto zadawać mi niewygodne pytania. 
      - Bardzo wielkie – mruknął kręcąc głową – Jesteś o wiele niższa, wyglądasz niedojrzale, nie wspominając o twoim uroczym głosiku. Bez urazy, ale jedynie to, że wyglądasz na mądrzejszą niż on potwierdza to, iż jesteś starsza – odpowiedział rozbawiony. Jak on mnie zaczyna  irytować! Wrr... Najchętniej to bym gdzieś zakopała mu te rentgenowskie oczy.
      - Po za tym cuchnie od ciebie niechęcią w stronę mej osoby. No i niepohamowanym gniewem jeśli chodzi o Lucy i Natsu – warknął mi do ucha nieprzyjemnie.
      - Masz rację nie przepadam za tobą, ale nie mam żadnych powodów wchodzić tobie w pardę. Jedyne osoby jakie mnie interesują to Dragneel oraz wielmożna Heartfillia – odwdzięczyłam się jadowitym tonem.
      - Skąd w takiej małej dziewczynce tyle gniewu? - zapytał, unosząc zdziwiony brew.
      - Z przeszłości. Zapewne wiesz jakie czynniki musi spełniać osoba z mocami magicznymi, prawda? - odpowiedziałam mu na to pytaniem.
      - Wiem. Przecież sam ją posiadam, jak również i ty, prawda?
      - Tak to prawda. Powiedzmy, że oni mają z tym bardzo duży związek. Nikt mnie już nie powstrzyma przed dopełnieniem zemsty, rozumiesz? Nie wtrącaj się w to Żelazny Smoku – warknęłam groźnie, używając ksywki, którzy wszyscy nadużywali podczas rozmowy.
      - A rób sobie co chcesz! Nie mam zamiaru mówić nikomu o twych nikczemnych planach. Powstrzymam cię zanim je wypełnisz. Pamiętaj, że na tej twojej zemście niewinni ludzie też ucierpią. - Najbardziej wkurzało mnie to jego miażdżące spojrzenie, które paraliżowało przez krótką chwilę moje ciało. Nie był to wzrok typu - „Jestem bożyszczem wszystkich lasek.” Miało się wrażenie, że chłopak prześwietla twoje zamiary, duszę, a nawet ciało. Jednak to tylko moje chore wyobrażenia.
      - Nie obchodzi mnie to! Niech sobie cierpią! Nie obchodzi mnie to! Kiedy potrzebowałam najbardziej pomocy oni to wiedzieli! Nie chodzi mi o tych co sami się ich bali! Tylko o zwykłych przechodniów miasteczka! Każdy przeszedł obojętnie na moje wołanie o pomoc! Dlaczego mieliby mnie teraz obchodzić? Niech sobie cierpią! Ja już postanowiłam, że to zrobię! - wybuchnęłam złością.
      - Nawet kosztem twojej rodziny? - Spojrzał na mnie wyraźnie zniesmaczony. Niech sobie patrzy jak chce, nie obchodzi mnie zdanie innych ludzi w tej sprawie.
      - Rodziny? Nie żartuj sobie ze mnie! Rodzina, która przytakuję innym, gdy cierpisz to nie rodzina rozumiesz? Tym bardziej jeśli wtedy biję brawo i cieszy się z twojego cierpienia! - krzyczałam dalej, ciskając gromy, przy tym próbując się nie rozpłakać.
      - Będziesz chodzić do akademii Fairy Tail, mam rację? - zapytał Gajeel, a ja pokiwałam twierdząco głową.
      - Nadal uważam, że ta twoja zemsta jest bezsensowna. Na końcu skrzywdzisz siebie samą krasnoludku. Ja też będę się uczył w Fairy Tail. Powstrzymam ciebie jeszcze zobaczysz. Chociaż cię nie lubię wypadałoby poznać godność swego celu. – Skrzywił się jeżdżąc po mnie wzrokiem od góry, do dołu. Czułam przez to mocny dyskomfort.
       - Levy... Levy McGarden i owszem też ciebie nie lubię. Nie jestem niczyim celem, oraz nie będę zapamiętaj to sobie – wysyczałam, mrużąc lekko oczy.
       - Gajeel Redfox, przyjemność po mojej stronie – rzekł, po czym odszedł zostawiając mnie lekko osłupiałą. Zdałam sobie sprawę jaki ten człowiek może być niebezpieczny dla moich przyszłych planów. To istny Szatan! Ba od tego momentu będę go tak nazywała!

***
      Jestem na siebie zła, iż nie rozegrałam tej rozmowy trochę inaczej. Gdyby coś we mnie wtedy nie pękło w ogóle nie wyjawiłabym swoich zamiarów. I jeszcze słowa – "Powstrzymam ciebie jeszcze zobaczysz." – Redfoxa bardzo mnie niepokoiły. Do diaska z facetami! Wszystko muszą komplikować w moim życiu! Dlatego właśnie nigdy się nie zakocham!

*Kagura - Inne miejsce, inny czas, wezwanie przez radę.*

      Musiałam dzisiaj być na nogach od samego rana, ponieważ dostałam pilne wezwanie od mistrzyni Mermaid Heel. Zazwyczaj takimi sprawami zajmowali się pełnoprawni członkowie gildii magów, lecz większość z nich wybyła na inne misję.
      Akademie magii działały w bardzo prosty sposób. Jeśli uczeń był utalentowany wysyłali go na próbne misję, by sprawdzić czy ma zadatki na maga klasy „S” - Takowi stawali się pełnoprawnymi członkami danych gildii, ale musieli dokończyć naukę w akademii. Przeciętni uczniowie mogli brać misję klasy „C”,”B” i „A”. Natomiast otrzymujący kiepskie oceny ofiary losu, wybierali się na najprostsze zlecenia rangi „D” oraz „E”. Oczywiście nie tyczyło się to pierwszego rocznika do drugiego semestru danego roku.
      Sytuacja była chyba bardzo wyjątkowa, skoro wezwali dla mnie partnera z akademii Lamia Scale – Lyona Vastię. Miał on krótkie nastroszone włosy oraz podobnie uczesaną grzywkę. Czarne jak noc tęczówki i lekko podobne do kobiecych, rysy twarzy. Akurat dziś miał na sobie zwyczajową niebieską bluzkę ze złotymi szlaczkami i jeansowe spodnie. Jak przystało buty również miał odpowiednie, żeby w razie czego walczyć.
       - O co chodzi? - zadał pytanie, na które również chciałam znać odpowiedź. Miałam okazję raz walczyć z chłopkiem podczas corocznego Turnieju Magii Klasowych, ale nie pokazał wszystkiego, tak samo jak ja. Dlatego był dla mnie istną niewiadomą.
       - Też chciałabym wiedzieć – mruknęłam, mrużąc lekko swe oczy. Obaba – mistrzyni Lamia Scale, która próbowała udawać nastolatkę, pomimo swego sędziwego wieku zaczęła się kręcić i przemówiła:
        - Już tłumaczę po co was wezwaliśmy. Na chwilę obecną jesteście jedynymi dostępnymi uczniami, którzy są w stanie wykonać misję rangi „A”, zgadza się? - zapytała, a ja i albinos zgodnie kiwnęliśmy głową.
        - Ktoś zgłosił tajemnicze zniknięcia w pobliżu katedry Cardia. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że osoby, które tam wysłaliśmy nie wracają od ponad miesiąca. Podejrzewamy, że to sprawka jednej z nielegalnych placówek, ale nie mamy pewności. Dodatkowo wykryto w pobliżu katedry jakieś anomalie pogodowe związane z lodem. Macie obowiązek to sprawdzić. Wszelkie szczegóły wysłaliśmy wam przez esemesa do waszych telefonów – rzekła z powagą staruszka.
        - Rozumiem, że mamy to natychmiast zbadać, prawda? - spytałam niechętnie, bo znałam odpowiedź. Obaba zaczęła wrzeszczeć, żebyśmy tego tylko nie spartolili, ponieważ zrobi nam kręćka. Wyszliśmy razem z pomieszczenia wezwania i skierowaliśmy swe kroki ku Katedrze Cardia. Przez całą drogę Lyon opowiadał mi o swej miłości Juvii, poznanej na wakacjach. To były istne tortury dla mych uszu. Wolałam skupić się na misji. Odetchnęłam z ulgą, gdy doszliśmy do katedry.
       - Trochę tu zimno – mruknęłam przeciągle.
       - Ej, Mikazuchi wyczuwasz to? - zapytał mnie chłopak.
       - Niby co? - odpowiedziałam lekko osłupiała.
       - Ta pogoda wokół jest kontrolowana za pomocą potężnej magii – powiedział z powagą.
       - Faktycznie jak o tym wspomniałeś... Źródło zdecydowanie pochodzi ze środka katedry. Przynajmniej tam wyczuwam największą, śladową ilość mocy – skrzywiłam się, ponieważ miałam co do tego złe przeczucia.
       - Nie ma na co czekać. Wchodzimy. - Machnął ręką, żebym poszła za nim. Popchnęliśmy wielkie ozdobne drzwi i oboje zamarliśmy... Naszym oczom ukazało się kilka zamrożonych przedziwną substancją magów. Na podłodze było widać nikłe ślady jakiejś walki. W dodatku dwóch z nich używało zapewne miecza.
        - Dwójka naszych wrogów to widocznie amatorzy albo na takich chcą pozować. Posługują się najsłabszymi modelami miecza – mruknęłam do Lyona.
        - Och, naprawdę? Natomiast ta substancja z magią lodu nie ma nic wspólnego. Pobierzmy próbkę i wyślijmy organom wyższym, by to zbadali – rzekł, a ja kiwnęłam na potwierdzenie głową.
        - Pójdę się rozejrzeć w drugim pokoju, a ty sprawdź dogłębniej to miejsce. Będziemy kontaktować się przez krótkofalówki, dobra? - zapytałam, ponieważ chciałam wiedzieć czy mu pasuje taki stan rzeczy. Albinos tylko wzruszył ramionami oraz szepnął „Niech będzie”. Uznałam to za potwierdzenie i weszłam do następnego pokoju.
        - C...Co to ma znaczyć? - wyjąkałam naprawdę oszołomiona tym co zobaczyłam. Już miałam wybiec z pomieszczenia, żeby uciec jak najszybciej do Vastii, ale ktoś przetrzymał mnie od tyłu i zatkał usta szmatką. Potem chyba mnie walnął w głowę całkowicie ogłuszając. Zdążyłam jednak przed tym krzyknąć jak najgłośniej – Lyon, Pomocy! - Po czym padłam mając przed sobą całkowitą ciemność.
*Lyon*
       Badałem dalej zgodnie z ustaleniami pierwszy pokój. Zaniepokoiło mnie jednak to, że Kagura coś długo nie wracała. Moje obawy potwierdziły się, gdy usłyszałem zduszony krzyk silnej kobiety. Natychmiast wyszedłem z niebezpiecznej katedry, żeby wezwać posiłki – przynajmniej tyle ile mogło ich w obecnej sytuacji przybyć. Przeczuwam, że mam mało czasu.
       Także sam postanowiłem działać. Po zbadaniu dziwnej mrożonej substancji domyśliłem się, gdzie mogła być Kagura... I wcale mi się to nie podobało.... Wybiegłem z budynku jak najszybciej mogłem.

*Levy*

       Wysłałam do Kagury wiadomość, ale nie odpowiadała do tej pory. Musiała pewnie pójść na misję lub była czymś zajęta. Postanowiłam spędzić ten ostatni dzień wolny w mieście. Ubierając swój zwyczajowy komplet krzyknęłam do domowników, iż wychodzę. A moje kroki skierowały się do sklepu muzycznego. Gdy już miałam chwycić upragnioną przez siebie płytę z półki, ktoś również po nią sięgnął. Przełknęłam ślinę, gdy spojrzałam na ów osobnika.
        - Ta płyta należy do mnie k-r-a-s-n-a-l-u – rzekł z rozbawieniem Redfox, naśladując ton mego brata.
        A ja myślałam, że gorzej być już nie może... Ale jednak – spotkać szatana jeden raz to pech, jednak drugi? Przeczuwam serię nadciągających na mnie nieszczęść.
                                                                                                                              
Od Autorki:
I tak oto mamy za sobą trzeci rozdzialik. Zapraszam standardowo na rozdział czwarty.

7 komentarzy:

  1. No, no... Fragment z Lyonem i Kagurą był naprawdę świetny! Taki tajemniczy :) Bardzo ciekawe, o co chodzi z tymi zamrożonymi ciałami i kto za tym stoi. I co ważniejsze, mam nadzieję, że Lyon uratuje Kagurę! Może dzięki niej w końcu zapomni o Juvi :)

    Część z Levy i Gajeelem była również wspaniała. Coraz bardziej lubię Żelaznego i to jak drażni się z Levy. Może i na razie za sobą nie przepadają, ale "kto się czubi ten się lubi", prawda? :) Zastanawia mnie też powód zemsty Levy. Jestem strasznie ciekawa kiedy się o tym dowiemy :)
    Opowiadanie bardzo ładnie się rozkręca i już nie mogę doczekać się następnej części.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o ten rozdział to jestem właśnie z tego fragmentu[Z Lyonem i Kagurą] Bardzo zadowolona.Xd
      Wszystko po kolei - Lyon w bardzo drastyczny sposób - uświadomi sobie, iż nie kocha Juvii.Xd
      No uratuję czarnowłosą... Na lodowym rumaku.XD[Nie mogłam się powstrzymać.Xd]

      Jeśli chodzi o Gajeela - on zaczepia Levy, bo ma z tego bekę. No i przy okazji rozrywkę - nie jest wielkoduszny czy coś.Xd A reakcję dziewczyny tylko powodują, że droczy się z nią coraz mocniej.Xd A nawet nie ujawnił swego prawdziwego potencjału.XD

      Co do Zemsty - wszystko wiążę się z przeszłością panienki McGarden i stopniowo będę uchylała rąbka tajemnicy.Xd

      Usuń
    2. Hahaha :D Jest książę z bajki, to musi być i rumak... a że mag lodu, to lodowy :D Hahaha!

      Drastyczny? Nie brzmi to dobrze, bo zawsze kojarzą mi się z nim kłopoty.
      Akurat to z Galeelem zauważyłam. On zdecydowanie nie jest wielkoduszny. I dobrze, taki jest lepszy!

      Szkoda, chciałabym się wszystkiego dowiedzieć od razu xD Niestety wiem, że to nie miałoby sensu, tajemnice trzeba odkrywać powoli ^^ Ale będę na to czekać!

      Usuń
    3. Drastyczny - w sensie, że w bardzo taki komediowy sposób.XD
      Wyobrażasz sobie, by Gajeel w jakiejkolwiek wersji był miły, pomocny i wielkoduszny, ot tak? Bo ja nie.XD
      Nie ma to jak tajemnica.xD Zawsze odkrycie jakiejś sprawia mi frajdę.Xd
      Pozdrawiam Lavana Zoro ;)

      Usuń
    4. Wielkoduszny Gajeel... nawet w Edolas go sobie takiego nie wyobrażam. To po prostu nie w jego stylu. :P

      Usuń
  2. Ooooo..~? Jakie too... O! Takie świtne! ^^
    Bardzo mi się podobał :DD
    Jednak... Gajeel mi coś nie pasuje... Dlaczego? Dlatego, że ma charakter, którego się wcale a wcale nie spodziewałam! o.o
    Taki żelazny Smok to mi się podoba >.<
    Biedna Kagurca... Lyon zaraz pogna Ci na ratunek~! XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co Ci nie pasuję w Gajeelu? Że jest wielkoduszny?XD On robi to wszystko dla zabawy i rozrywki.Xd
      Ale cieszę się, że czymś Ciebie zaskoczyłam.Xd
      Nom.Xd Koniec, końców to ona będzie musiała ratować jego.XD

      Usuń