30 sierpnia 2014

Rozdział 1 - Powrót do znienawidzonych stron...


 *Levy*
    Popatrzyłam w miniaturowe lusterko, siedząc w jednym z wielu wagonów. Rozpędzony niczym wiatr pociąg jechał do tak bardzo znienawidzonego przez ze mnie miejsca.
    - Czy naprawdę musimy ponownie zamieszkać w Magnolii? - zapytałam nerwowo Cany. Dziewczyna zamyślona drgnęła na moje pytanie. Po dłuższej chwili zamrugała kilkakrotnie swoimi fiołkowymi oczami oraz odgarnęła lekko pofalowane brązowe włosy, które sięgały do jej bioder.
   - Wiedziałam, że o to zapytasz... - westchnęła przeciągle. Miała bardzo ładnie brzmiący, melodyjny, kobiecy głos.
   - Skoro wiedziałaś to mi odpowiedz – mruknęłam zła na kuzynkę. Nagle nasz środek transportu gwałtownie przyśpieszył.
   - Niedługo trzeba będzie wysiąść – oznajmiła, spoglądając na mnie ponaglającym wzrokiem.
   Niezadowolona wstałam z fotela i mruczałam dla siebie samej coś niezrozumiałego pod nosem. Ze smutkiem stwierdzam, że jestem o wiele niższa od szatynki. Spojrzałam na jej ubrania. Czarna bluzka z koronką, która podkreślała biust, była lekko przykryta przez białe bolerko. Tego samego koloru mini spódniczka natomiast, świetnie ukazywała zgrabne nogi Cany. Strój wieńczyły hebanowe balerinki z kokardką oraz przewieszona przez ramię biała, puchata torebka. Moje orzechowe oczy wyrażały pewnie zazdrość, lecz nie jestem tego do końca pewna. W porównaniu do niej byłam istnym karzełkiem. Wszyscy ze względu na mój wzrost traktowali mnie jak dziecko z podstawówki, którym nie byłam. Moje małej wielkości piersi, wcale nie ułatwiały sprawy. Głos też  mi wielce nie pomagał, ponieważ brzmiał bardzo słodko i dziecinnie.
   - Nie omijaj tematu! Dobrze wiesz, że jeśli nie podasz mi dobrego powodu to nie wysiądę! - wykrzyknęłam naprawdę wkurzona. W sumie sama nie wiedziałam czym... Moją małą kobiecością, Caną, czy może dlatego, iż wracam do Magnolii? Normalnie jakbym dostała potrójne ciosy combo w jakiejś kiepskiej grze.
   - Nie pytaj mnie tylko Gildartsa! To pomysł tego starego nadopiekuńczego pryka, Levy... Tyle razy ci mówiłam, żebyś nie ubierała tej pomarańczowej sukienki z białą kokardką,  w dodatku te buty, patrzyłaś ostatnio w lustro? Niby chcesz być uważana za kobietę, a nadal ubierasz tą żółtą opaskę z różowym kwiatkiem, choć raz mogłabyś się zastosować do mych porad. - Pokręciła z niedowierzaniem głową, oceniając mnie jeszcze raz od stóp, do głów.
   - Jedno ci trzeba przyznać, włosy to ty masz ładne – zaczęła parskać śmiechem. Ale ona mnie irytuje! Wielki ekspert od mojego wyglądu się znalazł. Niech zachowa swe wspaniałomyślne rady dla siebie.
   - Nie ma mowy bym pozbyła się tej żółtej opaski! Jest dla mnie bardzo ważna - fuknęłam obrażona. Już miałam dodać jeszcze coś złośliwego, ale pojazd się równie gwałtownie zatrzymał, jak wcześniej przyśpieszył. Nie zdążyłam nawet zaprotestować, gdy pani Alberona przerzuciła mnie przez ramię i z niego wysiadła. Skąd ona ma w sobie tyle siły, co? Jest straszna, normalna nastolatka nie byłaby w stanie dźwigać takich ciężarów jak ona. Może powinna zacząć uprawiać wrestling lub coś w tym stylu?
   - Postaw mnie na ziemię! - zapiszczałam wystraszona. Mam bardzo silny lęk wysokości, więc nawet jak stanę na jakimkolwiek podwyższeniu robi mi się cholernie słabo.
   - Przecież cię nie upuszczę – rzekła rozbawiona Cana, spoglądając na wytykających nas palcem przechodniów.
   - Nawet jeśli, postaw mnie! - zbyt mocno zaczęłam panikować. Cóż... Jakby nad tym pomyśleć, miałam z nią słaby kontakt. Na początku nawet się dogadywałyśmy, ale po naszej pierwszej kłótni relacje między się znacznie pogorszyły. Szatynka tupnęła prawą nogą i postawiła mnie na ziemi. Chyba nawet nie wiedziała jak często powtarza ten charakterystyczny gest. Rozejrzałam się dookoła spodziewając nie wiadomo czego.
   Magnolia – miasto, którego wręcz nie znoszę, jedno z głównych trzech stolic królestwa Fiore. Kształci ono dzieci z talentem magicznym, żeby mogły przyłączyć się potem do jednej z gildii, które reprezentują daną akademię. Zaledwie garstka ludzi aktywowała jakiekolwiek pokłady magicznej mocy. Większość stanowiły osoby bez talentu magicznego. Zgłębiając się w historię magii można powiedzieć, że na początku nie było tak kolorowo. 
    Pierwsi ludzie, którzy aktywowali magię przeznaczali ją do najróżniejszych celów. Nie było wtedy określonych reguł, więc powstało dużo zamieszek oraz protestów.  Jedni pomagali innym, a drudzy niszczyli, okradali i zabijali zwykłych, niczemu niewinnych ludzi. Wtedy rozpętało się piekło zwane potocznie -  "Polowaniem na magów". Nieważne czy dany czarodziej był po ich stronie, czy nie.  Zaczęli spalać na stosie każdego, jeśli było podejrzenie, że nim jest.  Wymyślili przedmioty blokujące przepływ magicznych mocy, które ułatwiały polowanie na tak zwane "wiedźmy." Magowie zbuntowali się przeciwko takiej wielkiej niesprawiedliwości, a na ich czele stał niejaki Zeref... 
    Później zapiski się urywają w najciekawszym momencie. Z dalszych można wywnioskować, że następnie rozpoczęła się wielka rzeź między ludźmi a istotami magicznymi. To była istna katastrofa, wiele osób poległo, ale najbardziej ucierpiały na tym niewinne dzieci. A wtedy niczym wróżka skąpana w świetle gwiazd Mavis... 
   Jak na złość ta część historii również została przerwana. Końcówka mówi tylko, iż ludzie i magowie podpisali pakt pokojowy. Ludzie obiecali nie polować na magów pod warunkiem, że ci nie będą używali swoich mocy na ludziach bez takich zdolności. A ich obowiązkiem będzie  pomoc w odbudowie miasta. Druga strona zgodziła się na takie warunki ze strony przeciwników. Jednak też miała swoje własne. Mavis Vermilion nowa przywódczyni stowarzyszenia magii przedstawiła swoje własne żądania. Chciała by dzieci z talentem magicznym chodziły do akademii, która uczyłaby posługiwania się magią. Posiadając wystarczające wykształcenie wraz z doświadczeniem, przystępowałyby do tak zwanych gildii magów. Dodała również, iż w związku z bezrobociem takich osób będą przyjmowały one różne zlecenia od zwyczajnych ludzi pod warunkiem, że ci będą dawali im zapłatę. Człowieczeństwo się zgodziło i tak powstała pierwsza akademia, i gildia Fairy Tail... 
   Tu również historia się urywa lub nie ma ciągu dalszego. Znalazłam to wszystko w książce - „Początek wojny Magów.” Książka ta była w największej bibliotece stolicy Fiore – Crocus. Zaintrygowana tym co jest tam napisane, rozszyfrowywałam ponad tydzień starożytne pismo runiczne. Tak poznałam magię run, ale nie sądziłam, że kuzynka też obudzi w sobie takie zdolności. Według moich dowiedzionych wtedy informacji najwięcej akademii magii jest akurat w Magnolii. 
   Protestowałam, tupałam, robiłam wszystko, żeby tam nie wrócić. Teraz jak przypomniałam sobie tą książkę, zaświtał i pewien pomysł!
    - Cana, czy już wiesz do jakiej akademii chcesz pójść? No bo Gildarts powiedział, że nam zostawia wybór prawda? - spytałam z błyskiem w oku.
    - Nie wiem nie byłam jeszcze żadnej odwiedzić... Hej, oczy ci się zaczęły błyszczeć! Levy, zaczynam się ciebie bać jeszcze przed chwilą klęłaś na Magnolię... - zauważyła szatynka.
    Po dwóch latach mieszkania w Crocus, owszem nie chciałam wracać do znienawidzonego miasta. Jednak jest tu coś dziwnego co mnie przyciąga i nie chcę puścić. Mianowicie – historia magii. Ma ona pełno luk, jednakże daję mi jedną wskazówkę, gdzie powinnam szukać na początku, by uzupełnić resztę dziejów magów. Teraz tylko trzeba namówić wujka Gildartsa, żeby mnie tam zapisał. No i  przekonać jeszcze Canę, jest córeczką tatusia, więc jak powie "nie" to on też.
    - Zostanę w Magnolii, pod jednym warunkiem i nawet nie będę protestować – zaczęłam z uprzejmym uśmiechem.
    - Och, naprawdę? Jestem ciekawa co to za warunek trzeba przyznać, że twoje psioczenie jest nieznośnie – mruknęła niepewnie Cana.
    - Chcę pójść do Fairy Tail! Żadna inna akademia magii nie wchodzi u mnie w grę! - wykrzyczałam trochę za bardzo podekscytowana.
    - Do Fairy Tail? Masz na myśli tą wysokopoziomową akademię magii, gdzie tylko nieliczni zdają egzaminy wstępne do gildii? - zapytała zdziwiona. Pokiwałam tylko entuzjastycznie głową,  mając zapewne błysk w oczach. Wreszcie mogę mieć szansę poznać tajemnicę starożytnych magów! Czy to nie wielka szansa na epokowe odkrycie w naszym świecie? Chcę uzupełnić wszystkie luki tej książki i już nawet wiem od czego zacząć!
    Po chwili uspokojenia nagle oprzytomniałam. To przecież Magnolia. Miasto, którego nienawidzę. Ludzie mieszkający w nim nie przepadali za mną, z wzajemnością. To tutaj zostałam niechybnie zdradzona i mnie zniszczono. A przede wszystkim mieszkają tu osoby, które postanowiłam zniszczyć, tak jak oni wyniszczyli mnie. 
    Rozejrzałam się po otoczeniu, przełykając ślinę. To jest ten pamiętny park, miejsce gdzie wszystko się zaczęło oraz skończyło. Wspomnienia zahuczały w mojej głowie jak jakiś kiepski film, a raczej jego początek.
***
Kilka Lat Wcześniej

   Przed moimi oczami była mała, drobna, niebieskowłosa dziewczynka o szklistych, piwnych oczach. Wyglądała jakby płakała przez bardzo długi czas. Kremową sukienkę starała się jak najbardziej wyprostować. Zielona niczym trawa ławka dotrzymywała jej towarzystwa, bowiem na niej siedziała. Nie zauważyła przepięknej blondwłosej istotki o orzechowych oczach, małym pasującym do jej twarzyczki nosie i pełnych malinowych ustach. Była aniołem takie przynajmniej odnosiło się wrażenie, gdy ją spotykano. Miała na sobie ciemne jeansy oraz T-Shirt z logiem jakiegoś zespołu rockowego. Podeszła do zapłakanej dziewczynki stukając lekko swoimi niebieskimi trampkami.
    - Czemu płaczesz? Przecież dla takiej ładnej dziewczynki jak ty,  łzy tylko szpecą twarz – powiedziała do niej, uśmiechając się kącikiem ust. 
     Niebieskowłosa podniosła lekko głowę, by spojrzeć w jej stronę. Krótkie loczki, delikatnie okalały okrągłą twarz zapłakanej dziewczyny.
     - No bo... Ta książka jest taka smutna. Ten pan na końcu umiera, a wszyscy chcieli go uratować – szepnęła nieśmiało ukazując w swych drobniutkich rękach książkę.
     - Hahaha! Nie przejmuj się tym, aż tak bardzo. Śmierć to naturalny cykl życia i prędzej czy później każdego dorwie. Uważam, że ten człowiek musi być wolny i poszedł do aniołków. - stwierdziła blondynka wzruszając ramionami.
     - Naprawdę? - spytała niebieskowłosa przecierając rękami oczy.
     - Naprawdę. A tak poza tym jestem Lucy – wyciągnęła do niej dłoń.
     - A ja Levy. Levy McGarden – odpowiedziała niepewnie odwzajemniając uścisk.

***
Teraźniejszość

    Moje wspomnienia się nagle urwały, nie chciałam sobie wszystkiego dokładnie przypominać. Na chwilę obecną blondynka jest jednym z moich wrogów.
    - Chodźmy stąd Cana, mam z tym parkiem złe wspomnienia – warknęłam zdenerwowana, tak jak pies, gdy się czegoś przestraszy na swoim terytorium.
    - Nie ma sprawy...  Levy...  ja zapomniałam tobie o czymś powiedzieć – zaczęła spoglądając gdzieś w bok Cana.
    - O co chodzi? - spytałam mając co do tego złe przeczucia.
    - Bo widzisz ojciec  ma ogromne problemy finansowe i w związku z tym  musimy odesłać cię do domu rodzinnego – powiedziała na jednym wdechu kuzynka.
    - Że jak? Mam do nich wrócić? - patrzyłam na szatynkę wzrokiem zbitego z tropu myśliwego, przez jakąś godzinę.
    Tego mi jeszcze brakowało powrót do moich rodziców oraz brata. To już nie potrójny cios combo – to seria ciosów, która prowadzi niechybnie do mojej śmierci. Znienawidzone miasto, ludzie, nowe warunki i powrót do „kochanej rodzinki.” 
     Westchnęłam ciężko, mrucząc krótkie „Aha”  i kierując się do rodzinnego domu. Próbowałam tylko stłumić napływające do mych oczu łzy...

                                                                                                                                                 
Od Autorki:
Oto i obiecany rozdział pierwszy. xD Przepraszam za wszelkie powtórzenia i błędy.
Co prawda miał się pojawić wczoraj, ale musiałam wprowadzić drobne poprawki. Mam nadzieję, że nie zanudził on was na śmierć i zapraszam na kolejny rozdział pt. "Herbatka z Diabłem i jeszcze większym Szatanem."
Pozdrawiam Serdecznie - Wasza Lavana Zoro :)

4 komentarze:

  1. Boziu TT^TT
    Ale ja jestem głupia, no~ >.<
    Znowu zapomniałam skomentować D:
    Tak więc... Rozdział bardzo mi się podobał ^^ Levy jest przedstawiona jako bojowa dziewuszka co dla odmiany jest świetne XD Co prawda moim zdaniem rozdział o wieeele za krótki- tak, jakbym to ja napisała dłuższy.. *^*- ale i tak naprawdę ciekawy ;DD
    Tak jak napisałam w One SHocie, nie mogę się doczekać drugiego rozdziału a ty mi mówisz, że pojawi się on dopiero... Jak ja dodam u siebie, tak..? No to najprawdopodobniej u mnie pojawi się on koło weekendu, bo teraz nie mam za bardzo jak pisać ;-;
    Szkoła i te sprawy... ;o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Xd - Gdybym cię nie upomniała kto wie jakbyś skończyła. ^^
      Levy jest najbardziej bojowa, ale tylko w myślach na razie.XD
      Co do do długości to się zgadzam.Xd Miał być dłuższy, jednak ucięłam część ponieważ nie pasowała mi do rozdziału. ;)
      Tak, tak mówię.Xd Ja też tydzień mam nawalony z powodu egzaminów dlatego, że poziom mojej szkoły jest straaszniee wysoki. :D Więc notki u mnie też raczej w weekendy ewentualnie, w piątki - wtedy kończę najwcześniej :D A jutro w placówce do szesnastej :/

      Usuń
  2. "Normalnie jakbym dostała potrójne ciosy combo w jakieś grze"-cytat roku jest moc..:* <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja pierdziele !!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń